niedziela, 13 października 2013

Rozdział 16 - Czy on musi być już tylko wszędzie?

miesiąc później
Pakowałam właśnie ostatnie ciuchy do walizki, nie miałam jeszcze spakowanych butów ani kosmetyczki a mój zamek przy walizce już się nie zapinał. Czy ja zawsze muszę tyle ze sobą zabierać? No w końcu jadę na prawie dwa tygodnie. Chyba wezmę jeszcze jedną torbę... kiedy tak się nad tym zastanawiałam do pokoju weszła mama.
- Jaki ty tu masz ... bałagan.
- Jak zwykle mamo. -uśmiechnęłam się - Coś potrzebujesz?
- Chciałam tylko sprawdzić czy już jesteś gotowa.
- No prawie tylko nie mam gdzie butów dać.
- Jak zwykle - mruknęła pod nosem- Możesz je wrzucić do mojej torby mam jeszcze trochę miejsca.
- Dziękuję kochana jesteś. - posłałam jej całusa.
- Tylko się pośpiesz bo za 2 godziny mamy samolot. Chyba się nie chcesz spóźnić ?
Uśmiechnęłam się dla niepoznaki. Najchętniej to bym została tutaj na święta, prawie  nie ma śniegu - a przynajmniej nie w takich ilościach jak w Polsce - mogłabym się spotkać z przyjaciółmi,  nie musiałabym widzieć tych wszystkich durnych ludzi z mojej starej szkoły. Ale są też i plusy naszego wyjazdu spędzimy święta u cioci w górach, po prostu uwielbiam to miejsce, spotkam tam moją kuzynkę. Nie będzie opcji przypadkowego spotkania Sykesa i przede wszystkim zobaczę się z moja Patrycją i to głównie dzięki temu zgodziłam się tam jechać.
 Jak zwykle słuchając muzyki przy pakowaniu się straciłam rachubę czasu. Pobiegłam szybko do łazienki zabierając ze sobą wcześniej przygotowanie ciuchy. 



Oczywiście kiedy wychodziłam z domu tak ubrana, ciągnąc za sobą moja walizkę do taksówki mama kazała mi się wrócić po kurtkę. Przecież było dobre 5 stopni na plusie.
 - W Polsce jest śnieg, dziecko!
-  Dobra dobra już idę po tą kurtkę, mamo...
Zaciągnęłam moją walizkę do taksówki, kierowca umieścił ją w bagażniku. Mama wciąż mroziła mnie wzrokiem więc szybko udałam się po kurtkę a kiedy wróciłam wszyscy siedzieli już w samochodzie. Ulokowałam się obok mojego brata przy oknie i ruszyliśmy. Po jakiś 15 minutach byliśmy już na lotnisku tam udaliśmy się do odprawy, która odbyła się bez przeszkód i już chwilę później zajmowałam miejsce w samolocie, oczywiście przy oknie. Obok mnie usiadł jakiś chłopak wraz z dziewczyną. Z ich czułych gestów domyśliłam się, że są parą. Wszędzie MIŁOŚĆ dajcie sobie z tym spokój ludzie! Nie zwracając na nich uwagi wyciągnęłam z torby słuchawki i zaczęłam wspominać wczorajsze pożegnanie jakie zorganizowali moi przyjaciele. Mam szczęście, że mama mi tak ufa i nie domyśla się, że tak naprawdę to nie byliśmy w pizzerii. Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Po jakimś czasie zastanawiałam się jak to będzie wszystko wyglądało cały nasz wyjazd, czy Iza na pewno przyjedzie i od czego zacznę opowiadanie Patrycji. Miałam też dla niej pewną propozycję tylko nie wiedziałam czy ją przyjmie. No i czy jej się spodoba prezent jaki wybrałam dla niej z Liss. Co przypomniało mi o tym, że jeszcze muszę coś kupić dla moich londyńskich przyjaciół. Myśląc o tym wszystkim nawet nie zauważyłam kiedy wylądowaliśmy. Schowałam słuchawki i mp3 do torby wstając zauważyłam, że moi sąsiedzi zasnęli, chyba wypadało by ich obudzić. Delikatnie szturchnęłam chłopaka w ramię na co on ziewnął i zrobił mega zabawna minę.
 Wychodząc z samolotu od razu poczułam chłód i zauważyłam, że pas startowy pokrywa niewielka warstwa białego puchu. Bosko. - pomyślałam, dalej pewnie jest tego więcej. Welcome to Poland. Moje poczucie humoru od razu stało się bardziej ironiczne. Założyłam wreszcie moją kurtkę, mama miała rację przydała się. Po chwili znalazłam się już w ogromnym hallu lotniska, który po brzegi wypełniony był tłumem ludzi. Z  trudem odnalazłam moja rodzinkę i udaliśmy się po nasze bagaże. Wyszliśmy na zewnątrz i dopiero teraz przypomniało mi się, że nawet nie wiem gdzie wylądowaliśmy. Z pewnością nie był to krajobraz górski, żadnych wysokich szczytów ani nawet pagórków. Tylko wielka ulica i betonowe mury miasta. No i oczywiście tak jak się spodziewałam pełno śniegu.
- Gdzie jesteśmy ?
- We Wrocławiu. - odpowiedział mi tata.
- Co? Przecież to kawał drogi od Zakopanego!
- Oj nie marudź tylko wsiadaj do taksówki bo się spóźnimy na pociąg.
O pociąg ! Nagle poprawił mi się nastrój, uwielbiałam podróże zwłaszcza pociągiem. Wsiadałam do auta bez protestów i ruszyliśmy w kierunku dworca. Przyglądając się ulicą nieznanego mi miasta zastanawiałam się jak daleko stąd jest mój nieszczęsny Buków, tak właściwie to już nie mój na szczęście.
 Siedząc już w jednym z przedziałów pociągu postanowiłam dać znak życia Patrycji i poinformować ją, że już wylądowałam.
Do: Patka
Hejo! Ale tu u was 
cholernie zimno ;//
Brrry ;c

 Następnie wyjęłam z torby książkę, którą zaczęłam czytać wczorajszego wieczora zatytułowana była " Lucas ". Zaczyna się od opowieści pewnej dziewczyny o wydarzeniach minionych wakacji. Co od razu przypomniało mi nasze wakacje z Partycją działo się tyle, że postanowiłyśmy napisać książkę ale jakoś nie umiałyśmy się do tego zabrać. Po jakiś 5 min usłyszałam dźwięk mojego telefonu oznajmujący nadejście wiadomości. 
Od: Patka
CO!? Jesteś już w Polsce? :DD
Ty małpo czemu nie powiedziałaś
kiedy przylatujesz?!
Kiedy się spotkamy? Stęskniłam
się. ;c


Do: Patka
Niedługo. Wigilię spędzę u Matyldy w 
Zakopanem później się zobaczy ;p
Też tęsknie. ;3



 Za oknem było już widać góry co mnie bardzo cieszyło bo byliśmy już niedaleko. Na potwierdzenie tego pociąg zwolnił a chwile później się zatrzymał na stacji. Tłum ludzi rzucił się do wyjścia a ja czekałam spokojnie na swoim miejscu kończąc dwudziesty rozdział książki, czekałam aż będzie można spokojnie wyjść. W przejściu zrobiło się więcej miejsca, ja spakowałam książkę do torby, założyłam kurtkę i skierowałam się do wyjścia. Na stacji czekał już na nas wujek Marek. Przywitał nas ciepło po góralsku i pomógł zapakować bagaże do swojego mini wana. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy ulicami Zakopanego przed siebie.
- Jejku jak ja tu dawno nie byłam. - westchnęłam przyglądając się dobrze znanym mi ulica miasta.
- A no dawno was tu nie było. - potwierdził wuj. - Ciotka się za wami stęskniła i już czeka z obiadem.
Przez tą całą podróż straciłam rachubę czasu, wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz 15:46 no tak późno było. I pomyśleć, że od rana udało mi się nic nie zjeść. Mus by mnie chyba zabił.
Wjechaliśmy na ulicę przy, której stał dom mojej cioci. Była to średniej wielkości drewniana chatka, urocza góralska chatka. Za nią rozciągała się duża stodoła a przed nią na podwórzu przechadzały się dwa piękne konie jeden kasztanowej a drugi czarnej maści. Tutaj od razu czuje się święta i ten klimat. Wysiadłam z auta i zaczerpnęłam świeżego powietrza, tak zapach świąt unosił się wszędzie... albo to obiad Matyldy... w każdym razie pachniało cudownie. Duży bernardyn przybiegł do mnie machając swoim białym ogonem, patrzył na mnie wielkimi czarnymi oczami aż się prosił żeby go pogłaskać, kucnęłam i zaczęłam dłonią przeczesywać futro na jego łbie.
- Piesek! - krzyknął mój brat a psisko od razu zwróciło się w jego kierunku.
Zza drewnianych drzwi wyłoniła się niska brunetka, włosy miała misternie splecione w warkocza. Jak przystało na ciocię Matyldę podeszła do nas z promiennym uśmiechem na ustach. Przywitaliśmy się z nią a kiedy weszliśmy do domu zaraz za jego progiem czekała na nas ciocia Pelagia starsza kobieta z delikatnie siwiejącymi włosami w kolorowej góralskiej spódnicy. Uśmiechnęła się a na jej cole pojawił się zmarszczki. Zaczęła witać się buziakami z każdym mówiąc się jak to bardzo się zmieniliśmy.
- Oj mamo! Daj chociaż wejść gościom do środka. - pożaliła się Matylda.
- Łoj nie marudź dziecko, dawnośmy sie nie widzieli. - ciocia Pelagia jest rodowitą góralką a jej gwara zawsze mnie rozbawia.
Pelagia skończyła się z nami witać i poczłapała do salonu.
- No idzieta czy obiad ma wystygnąć? - zapytała udając zniecierpliwienie i zaśmiała się.
Od razu zrobiło się tak rodzinnie i przytulnie.
Zasiedliśmy do stołu i mój głód przypomniał mi o sobie ale starałam się nie jeść jak tirówa. Byłam wdzięczna kiedy nasz posiłek przerwało pukanie do drzwi. Wuj Marek poszedł je otworzyć. Po chwili do salonu weszła czarnowłosa dziewczyna, była mniej więcej mojego wzrostu i odrobinę grubsza ode mnie. Nie widziałam jej chyba już 2 lata ale od razu rozpoznałam w niej moja Izę. W pomieszczeniu zrobiło się małe poruszenie każdy chciał się przywitać z dziewczyną. Tylko mój tata nie przerwał posiłku oraz ciocia Pelagia czekała aż wnuczka sama się do niej pofatyguje.
- No dziecko a gdzie to twój ukochany? - zapytała kiedy wymieniły się już czułościami.
- Chciał święta spędzić z rodziną. - powiedziała starając się ukryć smutek.
Po posiłku wraz z Izabelą pomogłyśmy jej mamie sprzątnąć ze stołu a następnie oznajmiłyśmy, że idziemy się przejść. Stęskniłam się i za moją kuzynką i za naszymi spacerami po Zakopanem i naszymi rozmowami. Wymieniając się wiadomościami z ostatnich miesięcy doszłyśmy aż na Kropówki.
- Będę tu musiała przyjść na zakupy.
- No ja też się muszę na nie wybrać ale dziś tylko sobie pooglądam co tu ciekawego mają.
Oglądając wystawy sklepowe robiłam już sobie listę zakupów świątecznych. Zrobiło nam się już trochę zimno i postanowiłyśmy wracać. Przez cały nasz spacer napawałam się pięknymi górskimi widokami, których tak bardzo brakowało mi w Anglii. Wchodząc na podwórze na którym stał nasz drewniany domek. Było już szarawo a górskie szczyty przysłaniała mgła.
- Jest ci zimno? - zapytała Iza kiedy kierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
- Nie za bardzo, czemu pytasz?
- Myślałam, że możemy odwiedzić naszą stodołę.- uśmiechnęła się łobuzersko.
- Jak nie jak tak. - odwzajemniłam uśmiech.
Szybkim krokiem udałyśmy się za wielką stodołę mijając piękne konie, których wuj jeszcze nie zaprowadził na noc do środka. Za budynkiem stała jak zwykle stara drabina po której zawsze wdrapywałyśmy się na dach. Siedząc już na górze wspominałyśmy stare czasy kiedy jako małe dziewczynki wchodziłyśmy tutaj gdy chciałyśmy być same. Długo nikt nie wiedział o naszej kryjówce ponieważ z obu stron stodoły rosły dwa ogromne świerki, które nas skutecznie zasłaniały. Jeden od podwórza a drugi za płotem u sąsiada.
Jego czubek sięgał nieco ponad dach. Jak to w górach na wysokości dachu znajdowała się droga na szczęście była to rzadko używana piaskowa drużka, a ponad nią rozciągały się widok na Giewont, niestety teraz przysłonięty był gęstniejącą mgłą.
- Widzę, że cię coś trapi.- przerwałam cisze.
- Tak... właściwie to jest mi trochę przykro..
- Czemu?
Nie odpowiedziała ale po chwili zrozumiałam o co chodzi.
- Paweł nie przyjechał... oto chodzi.
Pokiwała potwierdzająco głową.
- Chciał spędzić święta z rodziną i ze mną ale nie mogłam tak po porostu odmówić mamie nie widziałam się z wami zbyt długo. On też nie chciał opuścić rodziny. A mieszkamy zbyt daleko żeby wigilię spędzić w Zakopanem a resztę świąt u jego rodziców lub na odwrót.
- Pokłóciliście się?
- Nie, tylko ciężko nam się było rozstać. Wiesz jak się kogoś kocha i spędza ze sobą każdy dzień... to później się cholernie tęskni.
Nie rozumiałam tego, nigdy nie miałam chłopaka i teraz jeszcze bardziej byłam przekonana, że nie warto się z nikim wiązać.
- Lepiej opowiedz coś jeszcze o tych swoich walniętych przyjaciołach z Londynu. - zmieniła temat.
- Mówiłam, już że są niepoczytalni i mają pomysły bardziej pokręcone od moich?
- Tak. - potwierdziła z uśmiechem. 
I zaczęłam jej opowiadać jak Kamila próbowała poderwać w parku chłopaka, który okazał się być gejem, jak tańczyliśmy z Musem na fontannie i w różnych innych dziwnych miejscach, jak zrobiliśmy w supermarkecie wyścigi w wózkach sklepowych i ochrona wyrzuciła nas ze sklepu, jak będąc rzekomo u Margharet na noc poszłyśmy na imprezę i byłyśmy tak pijane, że nie wiedziałyśmy jak wrócić do domu i jeszcze kilka innych naszych przypałów. Podczas jednej z moich opowieści drzewo rosnące przy stodole zaczęło się w dziwny sposób chwiać. Przypomniało mi to coś. Obie skierowałyśmy wzrok w tym kierunku. Chwilę później naszym oczom ukazała się postać było ciemno i nie rozpoznałam kto to ale i tak wiedziałam kim była ta osoba. Chłopak przeskoczył na dach.
- Witajcie dziewczynki .
Był to nie kto inny jak nasz dawny przyjaciel Fabian.
- Jak się dowiedziałem, że przyjechałyście od razu wiedziałem gdzie was znajdę.
Chłopak usiadł obok mnie. Ostatni raz widzieliśmy się 6 lat temu zanim się wyprowadził na drugi koniec Polski.
- Znów czuję się jak dziecko. - oznajmił.
- Tak, nadal tak niezdarnie wspinasz się po drzewach. - przypomniała mu moja kuzynka.
- A ty nadal jesteś taka uszczypliwa.
Siedzieliśmy jeszcze tak dość długi czas i wspominaliśmy dawne czasy, siedzenie na tym właśnie dachu i różne zabawy.
 Kiedy wróciłyśmy do domu było już dobrze po 1:00 a ciocia Matylda i moja mama czekały na nas przy palącym się kominku popijając coś gorącego z kubków.
- Aż tak się stęskniłyście się za górami?
- Byłyśmy na dachu i przyszedł jeszcze Fabian. -wyjaśniła Iza.
Kobiety uśmiechnęły się do nas a Matylda poszła do kuchni z której przyniosła nam dwa kubki gorącej czekolady. Usiadłyśmy z nimi i jeszcze długo plotkowałyśmy.
 Do pokoju poszłyśmy dopiero o 2:30 i postanowiłam, że do przyjaciół zadzwonię po południu. Z pewnością jeszcze nie spali ale ja nie miałam siły nawet włączyć laptopa.
 Obudziłam się wypoczęta i miałam ochotę od razu ruszyć na podbój Krupówek. Izy już nie było, spojrzałam na zegarek była już 11:00, wyjęłam z walizki ciuchy i poszłam się ogarnąć do łazienki.




Umalowałam się a włosy upięłam w luźny kok. Kiedy tylko opuściłam łazienkę poczułam zapach dochodzący z kuchni. Migiem udałam się od pokoju odnieść kosmetyczkę i piżamę, chwilę później już biegłam na dół mijając salon zauważyłam wuja i tatę oglądających jakiś program telewizyjny i popijających grzane piwo. Mniam. - piłam ostatnio takie z Musem - Dotarłam wreszcie do źródła smakowitego zapachu, którym była kuchnia. Ciocia Pelagia siedziała przy stole z herbatką i rozmawiała z Izą a mama krzątała się po kuchni kładąc na stole to talerze to jakieś produkty z lodówki natomiast ciocia Matylda smażyła naleśniki.
To dzięki nim tak cudownie pachniało w całym domu. Od razu zabrałam się za pałaszowanie śniadanka.  Po skończonym posiłku wybrałyśmy się z Izą ponownie na ulicę Krupówki. Tym razem wyposażone w listę zakupów i pewną sumę gotówki.
- To jaki sklep mamy pierwszy na liście? - zapytałam kiedy byłyśmy już na miejscu.
- Może z ciuchami ?
Usatysfakcjonowała ją moja odpowiedź i weszłyśmy do pierwszego sklepu którego wystawa świadczyła o zaopatrzeniu w ubrania. Sklep nosił nazwę H&M  lubię robić tam zakupy zawsze znajdę w nim coś dla siebie.  Rozglądałam się po nim przez chwilę i dostrzegłam rząd wiszących obok siebie ślicznych sweterków. Odwiedziłyśmy jeszcze kilka innych sklepów z ciuchami, butami  i biżuterią. Byłyśmy już trochę zmęczone zakupami więc weszłyśmy do kawiarni. Usiadłyśmy przy stoliku w rogu sali, wybrałyśmy to miejsce ponieważ zamiast krzeseł znajdowały się tam sofy. które bardzo się przydały zważając na ilość naszych toreb z zakupami. Złożyłyśmy zamówienie na dwie kawy latte i dwie szarlotki z lodami. Czekając na deser zastanawiałyśmy się co mamy jeszcze kupić i przeglądałyśmy efekty naszych zakupów.  Moje wyglądały tak :


dla Marg kupiłam taką koszulę, z pewnością się jej spodoba
idealnie pasuje do jej stylu elegancka ale nie zbyt grzeczna


Lisa dostanie pierścionek ze słonikiem, ma całą kolekcję
tej biżuterii i na pewno nie pogardzi kolejnym nabytkiem





Fioletowa dla mnie a malonowa dla Kamili, nie mogłam ich nie
 kupić zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia.


Zaopatrzyłam się również w nowe buty i sweterek no i kolejne kolczyki.





Moja kuzynka kupiła dla siebie 3 sweterki podobne do mojego tyle że jedno kolorowe oraz piękny czerwony szal dla Matyldy. Jedząc szarlotkę i pijąc kawę sporządziłyśmy listę prezentów które jeszcze musimy kupić i kiedy skończyłyśmy udałyśmy się na ponowne zakupy. Najpierw zajęłam się prezentem dla Musa, któremu kupiłam dużego puchatego miśka, podobnego mam dla Kuby. Zrobiłyśmy jeszcze rundkę po sklepach odzieżowych gdzie kupiłam długą wełnianą sukienkę w rudo- szare paski dla mamy.
 Oraz jeszcze kilka drobiazgów. Byłyśmy tak obładowane zakupami, że z trudem dotarłyśmy do domu nie mówiąc już o wdrapaniu się na sama górę gdzie znajdował się nasz pokój, był on tak uroczy i klimatyczny jak cały dom. Do tej pory myślałam, że to mój nowy pokój w Londynie jest piękny ale ten bije go na na głowę. Schowałyśmy prezenty do szafy tak aby nikt ich nie znalazł przedwcześnie i zeszłyśmy na dół ponieważ ciocia wołała nas już na obiad. Przygotował pierogi z serem, z kapustą z grzybami. Ich zapach unosił się w powietrzu  podobnie jak rano woń naleśników. Po obiedzie znalazłam czas na to aby zadzwonić do przyjaciół. Postanowiłam najpierw zadzwonić do Jess. Nie znalazłam dla niej dziś prezentu ale do Wigilii mamy jeszcze dwa dni więc na pewno coś kupię. Włączyłam laptop a następnie komunikator Skype, miałam szczęście przyjaciółka była akurat dostępna. Kliknęłam "połącz" i po chwili ukazała mi się uśmiechnięta twarz blondynki.
- Witaj skarbie.
- Cześć kochana. Co u ciebie?
- Przygotowania do świąt idą pełną parą. - zaśmiała się melodyjnie - Lepiej mów jak tam w Polsce?
- Zimo i za dużo śniegu jak dla mnie ale za to jakie cudowne widoki. A moja ciocia rozpieszcza nas smakołykami. - rozmarzyłam się.
- To świetnie. Ja właśnie skończyłam sprzątać całą górę. Ty sobie wyobrażasz jaki tu był syf ?
- Nie większy niż w moim pokoju, skarbie. - zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się już stęskniłam.
- Ja też kochana, ja też. Szkoda, że nie mogłaś pójść we wtorek z nami do " pizzerii ". - mrugnęłam znacząco.
- Haha.  Domyślam się, że " pizza" była pyszna. - zaśmiała się.  

 W tym momencie ujrzałam na ekranie, że drzwi do pokoju dziewczyny się otwierają a do pomieszczenia wchodzi Nathan.
- Ey siostra widziałaś może... - urwał patrząc w komputer siostry.
- eee nie chciałem przeszkodzić.. emm .. Cześć Natalia. - pomachał niepewnie w stronę monitora.
No niee! Czy on musi być już tylko wszędzie?

-------------------------------------------------------------------------------------

W tym rozdziale nic specjalnego się nie wydarzyło 
ale dowiadujemy się dużo o Natalii o jej przeszłości 
i wspomnieniach. : )
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Z okazji długiego weekendu, mam zamiar stworzyć 
coś jeszcze ; D
Postanowiłam od teraz urozmaicać moje rozdziały  różnymi zdjęciami 
nie tylko stylizacji bohaterów.
Dziękuję za wasze wsparcie w postaci komentarzy. ;3
Kocham Was <3
Do następnego.
Wasza 
ENSay.
xd


niedziela, 6 października 2013

Rozdział 15 - Azyl

- Po co ty się z nim spotkałaś to ja nadal nie wiem! - Marg nerwowym krokiem przemierzała pokój tam i z powrotem. - Przecież od razu było wiadomo jak się to skończy, tacy ludzie się nie zmieniają, kotek. - pomachała mi palcem wskazującym przed nosem.

- Oj już daj spokój...
- "Daj spokój"?! To ja się tu zamartwiam i w ogóle a ty ... ohhhh! Ja z tobą kiedyś zwariuję dziewczyno.
Byłam już zmęczona, moja złość co prawda jeszcze nie minęła i w najbliższym czasie się to nie zmieni ale najgorsza fala już przeszła. Teraz już nie miałam siły się złościć. Wypłakałam się już Marg i wszystko jej opowiedziałam i to teraz ona miała napad furii.
- Skarbie - ziewnęłam - połóż się już bo jutro będziesz nie przytomna.
- Doprowadzasz mnie do szału. - pokręciła głową ale widziałam, że gdzieś tam na jej twarzy ukryty jest uśmiech, którego za nic nie chciała mi pokazać.- Mussi się wścieknie jak się o tym wszystkim dowie i tak jest już zły że mu nic nie powiedziałaś.
Nie zwracając już na nią większej uwagi przytuliłam bolącą głowę do poduszki, nakryłam się po uszy kołdrą i zamknęłam spuchnięte powieki. Chwilę później przyjaciółka przestała krążyć po moim pokoju i zgasiła światło, usłyszałam jeszcze tylko jak uderzyła nogą o komodę i cicho zaklęła, doczłapała się do łóżka, wgramoliła od mojej strony przez co musiała się przeze mnie przeczołgać. Kiedy już wreszcie raczyła się ułożyć dała mi buziaka w policzek i wypięła tyłkiem w moją stronę. Cała Marg, przestała się już gniewać ale nie dawała po sobie tego poznać.
- Marg...
- Tak?
- Dziękuję.

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
- Skarbie przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zostawiła w takiej sytuacji.

 Rano obudziłam się z mieszanką dziwnych uczuć, ni to gniew, roztargnienie też nie. Sama nie wiem co mi jest. Marg już krzątała się po pokoju. Wstałam i biorąc ciuchy z szafy a następnie przytulając moją przyjaciółkę poszłam się przygotować do szkoły. Po jakiś piętnastu minutach wróciłam w pełni gotowa do pokoju ubrana w to 



Moje nieokreślone uczucia nadal nie dawały mi spokoju. Wchodząc do pokoju zobaczyłam Margharet ubrana tak 




Dziewczyna kończyła właśnie pakować moja torbę.
- Nie musiałaś...
- ...ale zrobiłam, znając ciebie zapomniałabyś połowy książek. - dokończyła za mnie, uśmiechnęła się i przechodząc obok mnie dała mi stójkę w bok. Jej humor wyraźnie się polepszył.

Poszłyśmy na dół, mama oczywiście wyskoczyła ze śniadaniem. Chciałam się wymigać brakiem czasu ale przyjaciółka popatrzyła na mnie znacząco i pociągnęła w stronę kuchni. No cóż najwyżej nie zjem w szkole.
Przed wyjściem odnalazłam moje wiecznie zagubione buty i poszłyśmy na przystanek.
 W szkole tak jak obiecała o wszystkim powiedziała Musowi. Nie zrobiła tego mi na złość, tylko dlatego iż jako nasz przyjaciel powinien o tym wiedzieć. Dziewczyną nic nie mówiła, ja sama to zrobiłam... Ciężko mi było powtarzać to po raz drugi i cieszyłam się, że to Marg powiedziała Musowi co się wydarzyło i ja już nie musiałam tego robić.
Mój humor od rana bynajmniej się nie poprawił wręcz przeciwnie teraz byłam dodatkowo przygnębiona. Ale jak to u mnie bywa - niespodzianek ciąg dalszy - na chemii mieliśmy robić doświadczenia w grupach i mi przypadłą oczywiście grupa z Luisem i Nathanem! Mus, który również chodzi ze mną na chemię, rzucił mi pełne niepokoju, pytające spojrzenie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się blado ale to czego doszukał się w moich oczach tylko spotęgowało jego obawy i złość. Współpraca w naszej grupie wyglądała tak, że ja konsultowałam się z Luisem, Nath robił to samo a Luis pracował z obojgiem osobno i widać było po nim, że jest zdezorientowany. Z trudem dotrwałam do końca lekcji.
 Na długiej przerwie poszliśmy jak zwykle do stołówki i stojąc w kolejce po swój obiad dostrzegłam iż za mną stoi Nathan. Udawałam, że go nie widzę ale irytacja we mnie już dawno przekroczyła normę. Ale to nie koniec niespodzianek dzisiejszego dnia, na przerwie rozmawiając z Lisą stałyśmy przy oknie a o przeciwległą ścianę korytarza opierał się Nath i przyglądał mi się. Myślałam, że wyjdę z siebie!
 Byłam cholernie szczęśliwa kiedy nie spotkałam go na kolejnych przerwach. Z lekcji w-f wracałam z Musem, mieliśmy teraz kolejne wspólne zajęcia. Chłopak wyraźnie się czymś martwił był strasznie spięty, przez dłuższą chwilę w ogóle nie rozmawialiśmy, nie mogłam wytrzymać tej ciszy.
- Mus co jest ?
- Ee... mi? Nic..
- Muss...
Zatrzymaliśmy się pod klasą w której miała się odbyć kolejna nasza lekcja. Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Wypuścił powietrze z płuc.
-Natalia, słuchaj... Marg powiedziałam wszystko o ...
- Wiem. - przerwałam mu, nie chciałam do tego już dzisiaj wracać.
- Martwię się o ciebie, widzę, że cały dzień chodzisz przygnębiona. Nie mogę znieść tego, że tak cierpisz ale jednocześnie nie wiem jak mogę ci pomóc.
- Muss jesteś na prawdę kochany ale nie przyjmuj się mną tak bardzo, ja  muszę jakoś sobie sama dać z tym radę...
- Sama to sobie nie poradzisz... musisz się jakoś od tego wszystkiego oderwać.
Żebym jeszcze wiedziała jak. Skoro spotykam "pana S" na każdym kroku.
Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech i nutka nadziei rozbłysnęła w jego czarnych oczach.
- Mam pomysł! Spotkajmy się jutro po szkole.
- Okey ale...
- Żadnego ale spodoba ci się. - uśmiechnął się promiennie i pociągnął za nadgarstek do klasy,ponieważ nauczycielka już do niej weszła i tylko my zostaliśmy na korytarzu.
Całą lekcję zastanawiałam się na jaki genialny pomysł wpadł mój przyjaciel. Za to on całą lekcję szczerzył się jak głupi do sera. Nie mogłam mu odmówić z dwóch powodów pierwszy był taki, że faktycznie mogłam się oderwać od tego wszystkiego i zapomnieć chociaż na jedno popołudnie oraz spędzić wreszcie trochę więcej czasu z moim przyjacielem. 

Drugim powodem było to, że Mus za długo się już o mnie zamartwiał, przejął się całą tą sytuacją a ja nie zawsze byłam fair wobec niego,nie mówiłam mu o wszystkim żeby się nie denerwował i chyba to nie był do końca dobry pomysł. Następnego dnia w szkole Mus powiedział mi tylko tyle, że mam przyjechać o17:00 metrem na Backstreet a on już tam na mnie będzie czekał. Nic więcej się od niego nie dowiedziałam a on cały dzień cię cieszył nie wiedzieć z czego.

Po lekcjach wróciłam szybko do domu, wizja spędzenia popołudnia z moim przyjacielem bardzo mi się spodobała i nie myśląc o niczym innym poszłam się przebrać. Stojąc przed otwartą szafą zastanawiałam się co założyć bo tak na prawdę nie wiedząc gdzie się wybieram nie wiedziałam co będzie odpowiednie. Postawiłam na coś uniwersalnego czyli jeansy, i bluza.             

                                                      
Wzięłam  portfel z torby, telefon z biurka i podłączyłam do niego słuchawki. Tym razem nie musiałam szukać butów bo posłusznie stały na swoim miejscu, wciągnęłam je szybko i wybiegłam podekscytowana z domu. Na stacji metra byłam po jakiś 15 minutach i czekając na mój środek transportu słuchałam nowej piosenki. Po chwili z tunelu wyłonił się mój środek lokomocji weszłam do środka i zajęłam miejsce obok jakiejś dziewczyny w dredach i T-shitcie z wielką pacyfą i zielono-żółto-czerwonym napisem PEACE. Nie zwracałyśmy uwagi na swoją obecność. Po 20 min jazdy maszyna zwolniła tępo żeby po chwili zatrzymać się na stacji, drzwi otworzyły się a ja powoli ruszyłam w ich kierunku. Na stacji panował chaos jedni ludzie wychodzili drudzy wchodzili. Ja starałam się przecisnąć między nimi. Kiedy wydostałam się z największego tłumu dostrzegłam stojącego na schodach i opierającego się o ścianę wysokiego chłopaka z burzą loków na głowie. Ruszyłam w jego kierunku. Chłopak uśmiechnął się radośnie i przytulił mnie na powitanie.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Tak mnie zaintrygowałeś swoją tajemniczością, że musiałam sprawdzić co kombinujesz.
Zaśmiał się.
- Chodź.
Złapał mnie za rękę i przeciskaliśmy się przez tłum ludzi schodzących na dół. W końcu udało nam się wyjść na górę i ujrzałam ulicę na której jeszcze nigdy nie byłam. Nawet nie miałam pojęcia, która to część Londynu.
- Chcę ci pokazać pewne ważne dla mnie miejsce taki mój mały Azyl, może nie jest ono jakieś super atrakcyjne ale przychodzę tam zawsze, żeby pomyśleć. - zaczął chłopak.
- Okey. No idziemy. 
Szliśmy wzdłuż nieznanej mi ulicy. Chłopak był bardzo podekscytowany. Po jakimś czasie ukazały nam się wysokie budynki w jednym z nich było coś w rodzaju łuku pod którym przeszliśmy i znaleźliśmy się na czymś co przypominało mi rynek w Krakowie tylko, że był trochę mniejszy ale i tak zadziwiał swoimi rozmiarami, plac na którym było pełno ludzi ale nie mimo ich obecności pozostawało jeszcze wiele wolnej przestrzeni, wokół znajdowały się przeróżne sklepy, kawiarnie i restauracje. Na samym środku mieściła się dużych rozmiarów fontanna. Czułam się trochę jak w miejscu odciętym od świata. Rozglądałam się dookoła rejestrując najdrobniejsze szczegóły, jak na tą porę roku było tam tak kolorowo i... i jakby przytulnie. Kiedy skończyłam rozglądać się po całym placu mój wzrok spoczął na twarzy mojego przyjaciela, uśmiechał się jak zwykle zresztą.
- I jak?
- Tu jest tak... kurcze nie umiem tego opisać, niby zwykłe sklepy i fontanna a jest tu tak jakoś...
- .. magicznie.
- No można by to tak określić.
- Chodź pokażę ci resztę.
Udaliśmy się w kierunku pierwszych sklepów. Szliśmy powoli wokół placu, chłopak zaczął mi opowiadać o tym jak poznał to miejsce. Okazało się, że w jednym z tych sklepów pracowała kiedyś jego mama, a on często odwiedzał ją po szkole. Znał bardzo dobrze wszystkie zakamarki tego miejsca w każdym sklepie znano również jego.
- Jesteś głodna? - zapytał w pewnym momencie.
- Ja nigdy nie jestem głodna.
- O tym właśnie z tobą chce porozmawiać... To może chociaż herbata? - uśmiechnął się.
- Tak.
" O tym właśnie chcę porozmawiać" ? zaniepokoił mnie tymi słowami, przecież tu nie ma o czym gadać. Weszliśmy do niewielkiej kawiarni i usiedliśmy do stolika przy samej ścianie, z którego był dobry widok na wielkie okno wychodzące na plac. Chłopak dalej opowiadał mi różne historie związane z tym miejscem. W pewnej chwili podeszła do nas kelnerka, była może 3 lata starsza od nas i miała śliczne długie czarne włosy i promienny uśmiech.
- Dzień dobry...Cześć Mus! - rozpromieniła się na widok chłopaka.
- Hej Pattie. Miło znów cie widzieć.
Przedstawił nas sobie i jeszcze chwile rozmawiali a no koniec zamówił dla nas herbatę i dziewczyna poszła po zamówienie.
- Mówiłem ci wszyscy się tu znają, zawsze panowała tu taka przemiła atmosfera. Uwielbiam tu przychodzić.
- Tak to bardzo urocze miejsce.
Pattie przyniosła nam napoje.
Rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Ludzie za oknem krzątali się po placu a my piliśmy herbatkę w ciepłej kawiarni. Mogłabym tam siedzieć cały dzień.
- Natalia, chciałem z tobą porozmawiać o... martwię się o ciebie i...nie chodzi tu tylko o sytuację z Sykesem.
Zaczyna się.
- Muss naprawdę ci dziękuję za to, że mi pomagasz i mnie wspierasz jesteś cudownym przyjacielem ale nic mi nie jest, naprawdę.
- Nie kręć. Przecież widzę, że nie jesz praktycznie nic. Pamiętasz jak byłem u ciebie i ty wtedy zemdlałaś? - przerwał żeby sprawdzić moją reakcję - Nadal nie daje mi to spokoju. W szkole nie jesz nic i nie myśl, że nie wiem o tym, że dokarmiasz Lusia swoim śniadaniem.
ups! wydało się.
- To nie tak...
- A jak? Chcesz się zagłodzić czy jak? Wytłumacz mi o co chodzi bo nie rozumiem.
- Okey. - skapitulowałam. - Od zawsze byłam... pulchniejsza. Nigdy mi to nie przeszkadzało ale w końcu doszłam do wniosku, że tak nie może być. - dziw
nie się czułam zwierzając mu się z takich prywatnych rzeczy ale nie dawałam sobie już z tym rady - Zanim przyjechałam do Londynu postanowiłam coś ze sobą zrobić. Zaczęło się od tego, że przestałam jeść słodycze, później kolacje a później jadłam już tylko tyle żeby nie być głodna...
- A teraz...
- Teraz wreszcie wyglądam prawie jak człowiek. - powiedziałam triumfalnie.
Naprawdę byłam dumna z tego ile udało mi się schudnąć. Ale jak dla mnie to nadal za mało. Kto by chciał takiego słonia jak ja?
- CO?!  Prawie !? Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy co ze sobą robisz.
- Tylko nie strasz mnie anoreksją jak moja mama.
- Ale taka jest prawda. Nie możesz tak robić. Jezu teraz to naprawdę się o ciebie martwię.
- Wyluzuj Mus. Nie mdleję, nie jest mi słabo i nie chodzę głodna. Jeżeli to cię pocieszy to do anoreksji mi jeszcze daleko.
- O nie moja panno od dzisiaj jesteś pod nadzorem Musa! Będę wmuszał w ciebie kalorie ile się da!
Jęknęłam, ale widząc wyraz jego twarzy wiedziałam, że nie mam co się sprzeciwiać i tak dopnie swego. Zachciało mi się zwierzania.
Dokończyliśmy herbatę a Mus dla potwierdzenia swojego planu zamówił jeszcze kremówki. No nie!! Im nie mogłam się oprzeć,  jednak zostało jeszcze we mnie coś z łasucha. Dawno nie jadłam nic słodkiego więc jak nic przez nadmiar cukru dzisiaj mi odbije. Kiedy skończyliśmy przyjaciel oznajmił, że chce mi coś jeszcze pokazać. Wstaliśmy od stolika a ja poczułam się cięższa co było efektem kremówki. No nic, mówi się trudno. Wyszliśmy z kawiarni i przywitał nas chłodny wiatr. Udaliśmy się wgłąb placu w kierunku fontanny. Chłopak usiadł na jej krawędzi i ręką wskazał abym uczyniła to samo. Ponownie przyjrzałam się temu miejscu, z tej perspektywy wyglądało jeszcze bardziej uroczo. Chłopak nic nie mówił, sam podziwiał piękno tego miejsca a gdy skończyłam się rozglądać patrzył na mnie pytająco a za razem jakby przepraszająco.
- O czymś jeszcze chcesz ze mną porozmawiać, tak?
Skinął głową potwierdzając.
-No to śmiało pytaj.
Wiedziałam o czym chce rozmawiać i rozumiałam czemu tak ciężko mu zacząć sama nie byłam pewna czy chcę podejmować ten temat.
- Nie pytam jak się z tym czujesz bo domyślam się, że nie jest to łatwe ale... co chcesz z tym dalej zrobić?
- Hymm.. trudne pytanie. Nie wiem, liczę na to, że z czasem samo się jakoś rozwiąże ale nie wiem czy wytrzymam jego obecność do tego czasu.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. -uśmiechnęłam się do niego. - Tak jak ci mówiłam muszę sama sobie to ułożyć w głowie a ty proszę nie przejmuj się tym bardziej niż trzeba.
- I tak będę się przejmował.
Uśmiechnął się, przysunęłam się bliżej niego, zrobiło mi się już bardzo zimno a ja tradycyjnie nie założyłam rękawiczek. Chłopak objął mnie ramieniem przytulając do siebie a rozmowa zeszła na przyjemniejsze tematy. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy aż w pewnym momencie Muss wskoczył na fontannę i zaczął tańczyć.
- A tak będę tańczył na lekcji. - zaśmiał się i zaczął kręcić tyłkiem i kaleczyć najprostsze kroki.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu w tym chłopaku był tyle pozytywnej energii, która zawsze mi się udzielała. Dawno nie był taki radosny, dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo się zadręczał moimi problemami.
 Chłopak nachylił się, złapał mnie za rękę i wciągnął na górę. Zaczął tańczy a ja pokracznie próbowałam naśladować jego ruchy. O mało nie wpadłam do wody ale on szybko mnie złapał. Tańczyliśmy a ludzie patrzyli na  nas jak na wariatów ale nie przeszkadzało nam to. Nie wiem jak długo nam odbijało ale kiedy skończyliśmy byłam padnięta, chłopak zeskoczył na dół i pomógł mi zejść. Jakaś mała dziewczynka zaczęła bić brawo. Wybuchnęliśmy śmiechem, puściłam do niej perskie oko, ciekawe jak długo nam się przyglądała. Staliśmy jeszcze chwilę przy fontannie aż w pewnym momencie chłopak objął mnie ramionami i mocno przytulił. Brakowało mi tego, dawno tak dobrze się nie bawiliśmy.
 To miejsce było naprawdę magiczne, zapomniałam o wszystkich troskach, wyjaśniłam z Musem dręczące nas tematy, bawiliśmy się jak dzieci  i wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Nie chciałam wracać do domu ale było zbyt zimno. Mus jest cudownym przyjacielem, bardzo się cieszę, że go poznałam. Już wiem czemu nazywał to miejsce Azylem. Mimo tłoku ludzi można przemyśleć wszystkie sprawy i podjąć ważne decyzje, no i oczywiście wrócić do czasów przedszkola.


-------------------------------------------------------------------------------

Ta dam ! 15 rozdział gotowy! ;D
Dziękuję za szczere komentarze ;3 jak zwykle dały mi kopa i chęć do dalszego tworzenia <3
Miałam zamiar dodać jeszcze jeden rozdział w ten weekend ale chyba nie zdążę ;c


Co myślicie na temat związku Nathana i Ariany oraz Maxa i Niny?


 


Osobiście bardzo się cieszę, że chłopcy są szczęśliwi ale co do Ari i Natha mam mieszane uczucia, natomiast jeśli chodzi o Ninę i Maxa wydaje mi się, że to będzie coś wielkiego ; D
Oczywiście będę wspierać obie pary. *.*
Biedny Jay został sam ;c
Tej fryzury nadal mu nie wybaczyłam ;//


Jesteście ciekawi jaką niespodziankę przygotowali dla nas chłopcy na jutro i oczywiście listu koncertów ? ;DD
Do następnego ! : )xx