niedziela, 13 października 2013

Rozdział 16 - Czy on musi być już tylko wszędzie?

miesiąc później
Pakowałam właśnie ostatnie ciuchy do walizki, nie miałam jeszcze spakowanych butów ani kosmetyczki a mój zamek przy walizce już się nie zapinał. Czy ja zawsze muszę tyle ze sobą zabierać? No w końcu jadę na prawie dwa tygodnie. Chyba wezmę jeszcze jedną torbę... kiedy tak się nad tym zastanawiałam do pokoju weszła mama.
- Jaki ty tu masz ... bałagan.
- Jak zwykle mamo. -uśmiechnęłam się - Coś potrzebujesz?
- Chciałam tylko sprawdzić czy już jesteś gotowa.
- No prawie tylko nie mam gdzie butów dać.
- Jak zwykle - mruknęła pod nosem- Możesz je wrzucić do mojej torby mam jeszcze trochę miejsca.
- Dziękuję kochana jesteś. - posłałam jej całusa.
- Tylko się pośpiesz bo za 2 godziny mamy samolot. Chyba się nie chcesz spóźnić ?
Uśmiechnęłam się dla niepoznaki. Najchętniej to bym została tutaj na święta, prawie  nie ma śniegu - a przynajmniej nie w takich ilościach jak w Polsce - mogłabym się spotkać z przyjaciółmi,  nie musiałabym widzieć tych wszystkich durnych ludzi z mojej starej szkoły. Ale są też i plusy naszego wyjazdu spędzimy święta u cioci w górach, po prostu uwielbiam to miejsce, spotkam tam moją kuzynkę. Nie będzie opcji przypadkowego spotkania Sykesa i przede wszystkim zobaczę się z moja Patrycją i to głównie dzięki temu zgodziłam się tam jechać.
 Jak zwykle słuchając muzyki przy pakowaniu się straciłam rachubę czasu. Pobiegłam szybko do łazienki zabierając ze sobą wcześniej przygotowanie ciuchy. 



Oczywiście kiedy wychodziłam z domu tak ubrana, ciągnąc za sobą moja walizkę do taksówki mama kazała mi się wrócić po kurtkę. Przecież było dobre 5 stopni na plusie.
 - W Polsce jest śnieg, dziecko!
-  Dobra dobra już idę po tą kurtkę, mamo...
Zaciągnęłam moją walizkę do taksówki, kierowca umieścił ją w bagażniku. Mama wciąż mroziła mnie wzrokiem więc szybko udałam się po kurtkę a kiedy wróciłam wszyscy siedzieli już w samochodzie. Ulokowałam się obok mojego brata przy oknie i ruszyliśmy. Po jakiś 15 minutach byliśmy już na lotnisku tam udaliśmy się do odprawy, która odbyła się bez przeszkód i już chwilę później zajmowałam miejsce w samolocie, oczywiście przy oknie. Obok mnie usiadł jakiś chłopak wraz z dziewczyną. Z ich czułych gestów domyśliłam się, że są parą. Wszędzie MIŁOŚĆ dajcie sobie z tym spokój ludzie! Nie zwracając na nich uwagi wyciągnęłam z torby słuchawki i zaczęłam wspominać wczorajsze pożegnanie jakie zorganizowali moi przyjaciele. Mam szczęście, że mama mi tak ufa i nie domyśla się, że tak naprawdę to nie byliśmy w pizzerii. Uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Po jakimś czasie zastanawiałam się jak to będzie wszystko wyglądało cały nasz wyjazd, czy Iza na pewno przyjedzie i od czego zacznę opowiadanie Patrycji. Miałam też dla niej pewną propozycję tylko nie wiedziałam czy ją przyjmie. No i czy jej się spodoba prezent jaki wybrałam dla niej z Liss. Co przypomniało mi o tym, że jeszcze muszę coś kupić dla moich londyńskich przyjaciół. Myśląc o tym wszystkim nawet nie zauważyłam kiedy wylądowaliśmy. Schowałam słuchawki i mp3 do torby wstając zauważyłam, że moi sąsiedzi zasnęli, chyba wypadało by ich obudzić. Delikatnie szturchnęłam chłopaka w ramię na co on ziewnął i zrobił mega zabawna minę.
 Wychodząc z samolotu od razu poczułam chłód i zauważyłam, że pas startowy pokrywa niewielka warstwa białego puchu. Bosko. - pomyślałam, dalej pewnie jest tego więcej. Welcome to Poland. Moje poczucie humoru od razu stało się bardziej ironiczne. Założyłam wreszcie moją kurtkę, mama miała rację przydała się. Po chwili znalazłam się już w ogromnym hallu lotniska, który po brzegi wypełniony był tłumem ludzi. Z  trudem odnalazłam moja rodzinkę i udaliśmy się po nasze bagaże. Wyszliśmy na zewnątrz i dopiero teraz przypomniało mi się, że nawet nie wiem gdzie wylądowaliśmy. Z pewnością nie był to krajobraz górski, żadnych wysokich szczytów ani nawet pagórków. Tylko wielka ulica i betonowe mury miasta. No i oczywiście tak jak się spodziewałam pełno śniegu.
- Gdzie jesteśmy ?
- We Wrocławiu. - odpowiedział mi tata.
- Co? Przecież to kawał drogi od Zakopanego!
- Oj nie marudź tylko wsiadaj do taksówki bo się spóźnimy na pociąg.
O pociąg ! Nagle poprawił mi się nastrój, uwielbiałam podróże zwłaszcza pociągiem. Wsiadałam do auta bez protestów i ruszyliśmy w kierunku dworca. Przyglądając się ulicą nieznanego mi miasta zastanawiałam się jak daleko stąd jest mój nieszczęsny Buków, tak właściwie to już nie mój na szczęście.
 Siedząc już w jednym z przedziałów pociągu postanowiłam dać znak życia Patrycji i poinformować ją, że już wylądowałam.
Do: Patka
Hejo! Ale tu u was 
cholernie zimno ;//
Brrry ;c

 Następnie wyjęłam z torby książkę, którą zaczęłam czytać wczorajszego wieczora zatytułowana była " Lucas ". Zaczyna się od opowieści pewnej dziewczyny o wydarzeniach minionych wakacji. Co od razu przypomniało mi nasze wakacje z Partycją działo się tyle, że postanowiłyśmy napisać książkę ale jakoś nie umiałyśmy się do tego zabrać. Po jakiś 5 min usłyszałam dźwięk mojego telefonu oznajmujący nadejście wiadomości. 
Od: Patka
CO!? Jesteś już w Polsce? :DD
Ty małpo czemu nie powiedziałaś
kiedy przylatujesz?!
Kiedy się spotkamy? Stęskniłam
się. ;c


Do: Patka
Niedługo. Wigilię spędzę u Matyldy w 
Zakopanem później się zobaczy ;p
Też tęsknie. ;3



 Za oknem było już widać góry co mnie bardzo cieszyło bo byliśmy już niedaleko. Na potwierdzenie tego pociąg zwolnił a chwile później się zatrzymał na stacji. Tłum ludzi rzucił się do wyjścia a ja czekałam spokojnie na swoim miejscu kończąc dwudziesty rozdział książki, czekałam aż będzie można spokojnie wyjść. W przejściu zrobiło się więcej miejsca, ja spakowałam książkę do torby, założyłam kurtkę i skierowałam się do wyjścia. Na stacji czekał już na nas wujek Marek. Przywitał nas ciepło po góralsku i pomógł zapakować bagaże do swojego mini wana. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy ulicami Zakopanego przed siebie.
- Jejku jak ja tu dawno nie byłam. - westchnęłam przyglądając się dobrze znanym mi ulica miasta.
- A no dawno was tu nie było. - potwierdził wuj. - Ciotka się za wami stęskniła i już czeka z obiadem.
Przez tą całą podróż straciłam rachubę czasu, wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz 15:46 no tak późno było. I pomyśleć, że od rana udało mi się nic nie zjeść. Mus by mnie chyba zabił.
Wjechaliśmy na ulicę przy, której stał dom mojej cioci. Była to średniej wielkości drewniana chatka, urocza góralska chatka. Za nią rozciągała się duża stodoła a przed nią na podwórzu przechadzały się dwa piękne konie jeden kasztanowej a drugi czarnej maści. Tutaj od razu czuje się święta i ten klimat. Wysiadłam z auta i zaczerpnęłam świeżego powietrza, tak zapach świąt unosił się wszędzie... albo to obiad Matyldy... w każdym razie pachniało cudownie. Duży bernardyn przybiegł do mnie machając swoim białym ogonem, patrzył na mnie wielkimi czarnymi oczami aż się prosił żeby go pogłaskać, kucnęłam i zaczęłam dłonią przeczesywać futro na jego łbie.
- Piesek! - krzyknął mój brat a psisko od razu zwróciło się w jego kierunku.
Zza drewnianych drzwi wyłoniła się niska brunetka, włosy miała misternie splecione w warkocza. Jak przystało na ciocię Matyldę podeszła do nas z promiennym uśmiechem na ustach. Przywitaliśmy się z nią a kiedy weszliśmy do domu zaraz za jego progiem czekała na nas ciocia Pelagia starsza kobieta z delikatnie siwiejącymi włosami w kolorowej góralskiej spódnicy. Uśmiechnęła się a na jej cole pojawił się zmarszczki. Zaczęła witać się buziakami z każdym mówiąc się jak to bardzo się zmieniliśmy.
- Oj mamo! Daj chociaż wejść gościom do środka. - pożaliła się Matylda.
- Łoj nie marudź dziecko, dawnośmy sie nie widzieli. - ciocia Pelagia jest rodowitą góralką a jej gwara zawsze mnie rozbawia.
Pelagia skończyła się z nami witać i poczłapała do salonu.
- No idzieta czy obiad ma wystygnąć? - zapytała udając zniecierpliwienie i zaśmiała się.
Od razu zrobiło się tak rodzinnie i przytulnie.
Zasiedliśmy do stołu i mój głód przypomniał mi o sobie ale starałam się nie jeść jak tirówa. Byłam wdzięczna kiedy nasz posiłek przerwało pukanie do drzwi. Wuj Marek poszedł je otworzyć. Po chwili do salonu weszła czarnowłosa dziewczyna, była mniej więcej mojego wzrostu i odrobinę grubsza ode mnie. Nie widziałam jej chyba już 2 lata ale od razu rozpoznałam w niej moja Izę. W pomieszczeniu zrobiło się małe poruszenie każdy chciał się przywitać z dziewczyną. Tylko mój tata nie przerwał posiłku oraz ciocia Pelagia czekała aż wnuczka sama się do niej pofatyguje.
- No dziecko a gdzie to twój ukochany? - zapytała kiedy wymieniły się już czułościami.
- Chciał święta spędzić z rodziną. - powiedziała starając się ukryć smutek.
Po posiłku wraz z Izabelą pomogłyśmy jej mamie sprzątnąć ze stołu a następnie oznajmiłyśmy, że idziemy się przejść. Stęskniłam się i za moją kuzynką i za naszymi spacerami po Zakopanem i naszymi rozmowami. Wymieniając się wiadomościami z ostatnich miesięcy doszłyśmy aż na Kropówki.
- Będę tu musiała przyjść na zakupy.
- No ja też się muszę na nie wybrać ale dziś tylko sobie pooglądam co tu ciekawego mają.
Oglądając wystawy sklepowe robiłam już sobie listę zakupów świątecznych. Zrobiło nam się już trochę zimno i postanowiłyśmy wracać. Przez cały nasz spacer napawałam się pięknymi górskimi widokami, których tak bardzo brakowało mi w Anglii. Wchodząc na podwórze na którym stał nasz drewniany domek. Było już szarawo a górskie szczyty przysłaniała mgła.
- Jest ci zimno? - zapytała Iza kiedy kierowałam się w stronę drzwi wejściowych.
- Nie za bardzo, czemu pytasz?
- Myślałam, że możemy odwiedzić naszą stodołę.- uśmiechnęła się łobuzersko.
- Jak nie jak tak. - odwzajemniłam uśmiech.
Szybkim krokiem udałyśmy się za wielką stodołę mijając piękne konie, których wuj jeszcze nie zaprowadził na noc do środka. Za budynkiem stała jak zwykle stara drabina po której zawsze wdrapywałyśmy się na dach. Siedząc już na górze wspominałyśmy stare czasy kiedy jako małe dziewczynki wchodziłyśmy tutaj gdy chciałyśmy być same. Długo nikt nie wiedział o naszej kryjówce ponieważ z obu stron stodoły rosły dwa ogromne świerki, które nas skutecznie zasłaniały. Jeden od podwórza a drugi za płotem u sąsiada.
Jego czubek sięgał nieco ponad dach. Jak to w górach na wysokości dachu znajdowała się droga na szczęście była to rzadko używana piaskowa drużka, a ponad nią rozciągały się widok na Giewont, niestety teraz przysłonięty był gęstniejącą mgłą.
- Widzę, że cię coś trapi.- przerwałam cisze.
- Tak... właściwie to jest mi trochę przykro..
- Czemu?
Nie odpowiedziała ale po chwili zrozumiałam o co chodzi.
- Paweł nie przyjechał... oto chodzi.
Pokiwała potwierdzająco głową.
- Chciał spędzić święta z rodziną i ze mną ale nie mogłam tak po porostu odmówić mamie nie widziałam się z wami zbyt długo. On też nie chciał opuścić rodziny. A mieszkamy zbyt daleko żeby wigilię spędzić w Zakopanem a resztę świąt u jego rodziców lub na odwrót.
- Pokłóciliście się?
- Nie, tylko ciężko nam się było rozstać. Wiesz jak się kogoś kocha i spędza ze sobą każdy dzień... to później się cholernie tęskni.
Nie rozumiałam tego, nigdy nie miałam chłopaka i teraz jeszcze bardziej byłam przekonana, że nie warto się z nikim wiązać.
- Lepiej opowiedz coś jeszcze o tych swoich walniętych przyjaciołach z Londynu. - zmieniła temat.
- Mówiłam, już że są niepoczytalni i mają pomysły bardziej pokręcone od moich?
- Tak. - potwierdziła z uśmiechem. 
I zaczęłam jej opowiadać jak Kamila próbowała poderwać w parku chłopaka, który okazał się być gejem, jak tańczyliśmy z Musem na fontannie i w różnych innych dziwnych miejscach, jak zrobiliśmy w supermarkecie wyścigi w wózkach sklepowych i ochrona wyrzuciła nas ze sklepu, jak będąc rzekomo u Margharet na noc poszłyśmy na imprezę i byłyśmy tak pijane, że nie wiedziałyśmy jak wrócić do domu i jeszcze kilka innych naszych przypałów. Podczas jednej z moich opowieści drzewo rosnące przy stodole zaczęło się w dziwny sposób chwiać. Przypomniało mi to coś. Obie skierowałyśmy wzrok w tym kierunku. Chwilę później naszym oczom ukazała się postać było ciemno i nie rozpoznałam kto to ale i tak wiedziałam kim była ta osoba. Chłopak przeskoczył na dach.
- Witajcie dziewczynki .
Był to nie kto inny jak nasz dawny przyjaciel Fabian.
- Jak się dowiedziałem, że przyjechałyście od razu wiedziałem gdzie was znajdę.
Chłopak usiadł obok mnie. Ostatni raz widzieliśmy się 6 lat temu zanim się wyprowadził na drugi koniec Polski.
- Znów czuję się jak dziecko. - oznajmił.
- Tak, nadal tak niezdarnie wspinasz się po drzewach. - przypomniała mu moja kuzynka.
- A ty nadal jesteś taka uszczypliwa.
Siedzieliśmy jeszcze tak dość długi czas i wspominaliśmy dawne czasy, siedzenie na tym właśnie dachu i różne zabawy.
 Kiedy wróciłyśmy do domu było już dobrze po 1:00 a ciocia Matylda i moja mama czekały na nas przy palącym się kominku popijając coś gorącego z kubków.
- Aż tak się stęskniłyście się za górami?
- Byłyśmy na dachu i przyszedł jeszcze Fabian. -wyjaśniła Iza.
Kobiety uśmiechnęły się do nas a Matylda poszła do kuchni z której przyniosła nam dwa kubki gorącej czekolady. Usiadłyśmy z nimi i jeszcze długo plotkowałyśmy.
 Do pokoju poszłyśmy dopiero o 2:30 i postanowiłam, że do przyjaciół zadzwonię po południu. Z pewnością jeszcze nie spali ale ja nie miałam siły nawet włączyć laptopa.
 Obudziłam się wypoczęta i miałam ochotę od razu ruszyć na podbój Krupówek. Izy już nie było, spojrzałam na zegarek była już 11:00, wyjęłam z walizki ciuchy i poszłam się ogarnąć do łazienki.




Umalowałam się a włosy upięłam w luźny kok. Kiedy tylko opuściłam łazienkę poczułam zapach dochodzący z kuchni. Migiem udałam się od pokoju odnieść kosmetyczkę i piżamę, chwilę później już biegłam na dół mijając salon zauważyłam wuja i tatę oglądających jakiś program telewizyjny i popijających grzane piwo. Mniam. - piłam ostatnio takie z Musem - Dotarłam wreszcie do źródła smakowitego zapachu, którym była kuchnia. Ciocia Pelagia siedziała przy stole z herbatką i rozmawiała z Izą a mama krzątała się po kuchni kładąc na stole to talerze to jakieś produkty z lodówki natomiast ciocia Matylda smażyła naleśniki.
To dzięki nim tak cudownie pachniało w całym domu. Od razu zabrałam się za pałaszowanie śniadanka.  Po skończonym posiłku wybrałyśmy się z Izą ponownie na ulicę Krupówki. Tym razem wyposażone w listę zakupów i pewną sumę gotówki.
- To jaki sklep mamy pierwszy na liście? - zapytałam kiedy byłyśmy już na miejscu.
- Może z ciuchami ?
Usatysfakcjonowała ją moja odpowiedź i weszłyśmy do pierwszego sklepu którego wystawa świadczyła o zaopatrzeniu w ubrania. Sklep nosił nazwę H&M  lubię robić tam zakupy zawsze znajdę w nim coś dla siebie.  Rozglądałam się po nim przez chwilę i dostrzegłam rząd wiszących obok siebie ślicznych sweterków. Odwiedziłyśmy jeszcze kilka innych sklepów z ciuchami, butami  i biżuterią. Byłyśmy już trochę zmęczone zakupami więc weszłyśmy do kawiarni. Usiadłyśmy przy stoliku w rogu sali, wybrałyśmy to miejsce ponieważ zamiast krzeseł znajdowały się tam sofy. które bardzo się przydały zważając na ilość naszych toreb z zakupami. Złożyłyśmy zamówienie na dwie kawy latte i dwie szarlotki z lodami. Czekając na deser zastanawiałyśmy się co mamy jeszcze kupić i przeglądałyśmy efekty naszych zakupów.  Moje wyglądały tak :


dla Marg kupiłam taką koszulę, z pewnością się jej spodoba
idealnie pasuje do jej stylu elegancka ale nie zbyt grzeczna


Lisa dostanie pierścionek ze słonikiem, ma całą kolekcję
tej biżuterii i na pewno nie pogardzi kolejnym nabytkiem





Fioletowa dla mnie a malonowa dla Kamili, nie mogłam ich nie
 kupić zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia.


Zaopatrzyłam się również w nowe buty i sweterek no i kolejne kolczyki.





Moja kuzynka kupiła dla siebie 3 sweterki podobne do mojego tyle że jedno kolorowe oraz piękny czerwony szal dla Matyldy. Jedząc szarlotkę i pijąc kawę sporządziłyśmy listę prezentów które jeszcze musimy kupić i kiedy skończyłyśmy udałyśmy się na ponowne zakupy. Najpierw zajęłam się prezentem dla Musa, któremu kupiłam dużego puchatego miśka, podobnego mam dla Kuby. Zrobiłyśmy jeszcze rundkę po sklepach odzieżowych gdzie kupiłam długą wełnianą sukienkę w rudo- szare paski dla mamy.
 Oraz jeszcze kilka drobiazgów. Byłyśmy tak obładowane zakupami, że z trudem dotarłyśmy do domu nie mówiąc już o wdrapaniu się na sama górę gdzie znajdował się nasz pokój, był on tak uroczy i klimatyczny jak cały dom. Do tej pory myślałam, że to mój nowy pokój w Londynie jest piękny ale ten bije go na na głowę. Schowałyśmy prezenty do szafy tak aby nikt ich nie znalazł przedwcześnie i zeszłyśmy na dół ponieważ ciocia wołała nas już na obiad. Przygotował pierogi z serem, z kapustą z grzybami. Ich zapach unosił się w powietrzu  podobnie jak rano woń naleśników. Po obiedzie znalazłam czas na to aby zadzwonić do przyjaciół. Postanowiłam najpierw zadzwonić do Jess. Nie znalazłam dla niej dziś prezentu ale do Wigilii mamy jeszcze dwa dni więc na pewno coś kupię. Włączyłam laptop a następnie komunikator Skype, miałam szczęście przyjaciółka była akurat dostępna. Kliknęłam "połącz" i po chwili ukazała mi się uśmiechnięta twarz blondynki.
- Witaj skarbie.
- Cześć kochana. Co u ciebie?
- Przygotowania do świąt idą pełną parą. - zaśmiała się melodyjnie - Lepiej mów jak tam w Polsce?
- Zimo i za dużo śniegu jak dla mnie ale za to jakie cudowne widoki. A moja ciocia rozpieszcza nas smakołykami. - rozmarzyłam się.
- To świetnie. Ja właśnie skończyłam sprzątać całą górę. Ty sobie wyobrażasz jaki tu był syf ?
- Nie większy niż w moim pokoju, skarbie. - zaśmiałam się.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się już stęskniłam.
- Ja też kochana, ja też. Szkoda, że nie mogłaś pójść we wtorek z nami do " pizzerii ". - mrugnęłam znacząco.
- Haha.  Domyślam się, że " pizza" była pyszna. - zaśmiała się.  

 W tym momencie ujrzałam na ekranie, że drzwi do pokoju dziewczyny się otwierają a do pomieszczenia wchodzi Nathan.
- Ey siostra widziałaś może... - urwał patrząc w komputer siostry.
- eee nie chciałem przeszkodzić.. emm .. Cześć Natalia. - pomachał niepewnie w stronę monitora.
No niee! Czy on musi być już tylko wszędzie?

-------------------------------------------------------------------------------------

W tym rozdziale nic specjalnego się nie wydarzyło 
ale dowiadujemy się dużo o Natalii o jej przeszłości 
i wspomnieniach. : )
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Z okazji długiego weekendu, mam zamiar stworzyć 
coś jeszcze ; D
Postanowiłam od teraz urozmaicać moje rozdziały  różnymi zdjęciami 
nie tylko stylizacji bohaterów.
Dziękuję za wasze wsparcie w postaci komentarzy. ;3
Kocham Was <3
Do następnego.
Wasza 
ENSay.
xd


4 komentarze:

  1. Eh Sykes... szkoda słów ^^
    Rozdział jest genialny i prawdę mówiąc sama bym sobie pojechała teraz do Zakopanego... narobiłaś dziewczyno ochotę :P
    Pozdrawiam i życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdro, chciałabym mieć rodzinę w Zakopanem, ale cóż. Ogranicza się to do Łodzi :/
    Rozdział ciekawy i fajny. Po tytule wnioskowałam, że spotkają się w Polce, ale nie byłoby to możliwe, a kiedy zadzwoniła do Jess zrozumiałam :)
    Czekam na kolejne <3 weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ... Więc , rozdział jest genialny i powiem ci szczerze , że kocham Zakopane , ale to później . Dużo faktów z życia dziewczyny , aż chce się więcej :P ! Weny mała !

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej Twoje opowiadanie jest świetne, nie spałam do 2, żeby tylko je przeczytać. Naprawdę mi się podoba, nie mogę doczekać się następnego.
    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam ale.... http://i-try-to-hide.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń