czwartek, 29 sierpnia 2013

The Versatile Blogger

Zostałam nominowana do The Versatile Blogger
przez Camille Lelek i Sylwię Zając.

Chciałam bardzo  podziękować dziewczyną ;** Są naprawdę kochane ;3
Zapraszam na ich blogi są świetne ;DD


ZASADY

-podziękować za nominację osobie dzięki której zostałeś włączony do gry,

- pokazać na blogu nagrodę 
The Versatile Blogger Award,

- ujawnić 6 faktów o sobie,

- nominować 15 osób, które według nominowanego na to zasługują,

- poinformować nominowane osoby o ich nominacji.



sześć faktów o mnie

1. mam obsesje na punkcie piercingu.
2. uwielbiam długie wycieczki rowerowe 
3. jestem ciasteczkowym potworkiem ;p
4. jestem mega fanką Eminema i The Wanted xd tworzą wspaniałą muzykę ; )xx
5. uwielbiam książki fantasy
6.  jestem najstarsza z rodzeństwa i mam słodkiego brata, który jest równie wredny jak ja ; DD




NOMINOWANI

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 9 - Londyn

Rano wstałam i od razu zeszłam na śniadanie. Już na schodach poczułam okropny zapach jajecznicy, blee. Momentalnie przeszła mi ochota na jedzenie. Cała rodzinka siedziała już przy stole w kuchni.
- Dzień dobry.-przywitałam się.
- Dzień dobry.
Usiadłam na krześle, wzięłam jeszcze ciepłą bułeczkę i położyłam ją  na mój talerzyk.
- Jak tam u Musa? Wybieracie się do niego dzisiaj? - zapytała mama.
- Wczoraj miał jakieś badania a dziś idą do niego Luis, Margharet i Kamila.
Próbowałam właśnie przekroić bułkę.
- A ty  jakie plany masz na dziś?
- Wychodzę z Nathanem.
Rodzice spojrzeli po sobie. A mi udało się przekroić bułkę i już smarowałam ją masłem.
- Ahh.. z Nathanem. - powiedział tata.
- No. Coś nie tak? Myślałam, że go lubicie. -  zdziwiła mnie ich reakcja.
- Tak lubimy... ale to ty chyba za nim nie przepadasz? Tak się na niego żaliłaś.
- Oj mamo tylko krowa nie zmienia poglądów. To jak mogę z nim iść czy nie?
- Idź, idź. Nie mamy nic przeciwko tylko nas trochę zaskoczyłaś, że idziesz na randkę właśnie z nim.
Odłożyłam nóż na talerzyk, starałam się uspokoić. Jaka randka? Czy wyście powariowali? To tylko kumpel.
- Mamo, tato. - mówiłam powoli i spokojnie - nie wybieram się na żadną randkę. Umówiliśmy się jako przyjaciele. Zresztą nie jestem nim nawet zainteresowana. - powiedziałam i wróciłam do maltretowania tej nieszczęsnej bułki, nawet na nich nie patrząc.
- Uuuuu.. chyba ktoś tu się złości. - zaśmiał się mój brat.
Zignorowałam go.
- yy.. nie obrażaj się tylko żartujemy.
Ładne mi żarty. Randka z Sykes'em - NIGDY W ŻYCIU!
- Mało zabawne... zrobiłaś mi herbatę mamo?
- Tak jest na blacie.
Wstałam z krzesła i podeszłam do blatu.
- Chcieliśmy ci powiedzieć o naszych planach na święta.
Oho.Jak oni coś zaplanują to trzeba się zacząć bać. Wzięłam mój kubek i usiadłam z powrotem na miejsce.
- No to co tam  wymyśliliście? - udałam zaciekawienie.
- Dzwoniła ciocia Matylda i zaprasza nas do siebie w góry na wigilię.
Prawie oparzyłam się herbatą. Co?! Znowu do Polski?
- Aha i co w związku z tym? - zapytałam choć już wiedziałam co kombinują.
- Więc na święta pojedziemy do Polski. Wigilie spędzimy w Zakopanym, pojedziemy kilka dni wcześniej żeby pomóc Matyldzie z przygotowaniem. Po świętach jest jeszcze parę dni wolnego więc pojedziemy do Bukowa do mojej siostry, będziesz mogła spotkać się ze znajomymi.
Teraz już całkiem odechciało mi się jeść. Mam wracać do tej dziury zabitej dechami i siedzieć tam nie wiadomo ile? Zakopane jeszcze bym przeżyła ale Buków? Nie chcę tam wracać dość się tam już namieszkałam.
- Okey, idę się przebrać.
Wstałam od stołu. A myślałam, że nic mnie dzisiaj nie wkurzy. Poszłam do pokoju miałam jeszcze dużo czasu do wyjścia więc usiadłam na łóżku i wzięłam laptop. Zanim się obejrzałam była już 12:00.
- O kurde!
Wyłączyłam komputer i pobiegłam do szafy żeby wyciągnąć z niej wcześniej przygotowane rzeczy. Otwarłam szafę i odruchowo odsunęłam się żeby nie odstać stertą ciuchów. Zdziwiłam się bo nic z niej nie wypadło.
- No nieźle posprzątałaś. - powiedziałam do siebie.
Wzięłam ciuchy i poszłam z nimi do łazienki.


Wzięłam prysznic, uczesałam się w koka, zrobiłam delikatny make-up i  wróciłam do pokoju. Sprawdziłam na telefonie która godzina zostało mi jeszcze 15 minut więc sprawdziłam czy wszystko mam. Oczywiście zapomniałam kolczyków a z 6 dziurami w uszach nie wyglądam zbyt ciekawie. Szybko odnalazłam moje pudełeczko z tą właśnie biżuterią. Chwilę później zeszłam na dół. 
- Idziesz już?
- Za chwilę.Widziałaś może moje buty?
- Które? - dopytywała mama.
- Już znalazłam !
Usłyszałam dzwonek do drzwi, zawiązałam szybko buty i poszłam otworzyć drzwi.
- Cześć. - przywitał mnie promiennym uśmiechem Nathan - Gotowa? - zjechał mnie wzrokiem z góry na dół i z powrotem.
- Cześć, tak. Możemy iść. - uśmiechnęłam się.
- Iść? Hymm to trochę daleko... myślałem, że pojedziemy. - wskazał ręką zaparkowany pod moją furtką niebiesko-srebrny skuter.
- Skoro tak to jedziemy.
Wsiedliśmy na skuter.
- Wiesz.... emmm... lepiej by było gdybyś się .. noo... trzymała ..mnie .
- Skoro muszę... -  nie ukrywałam niechęci.
Objęłam chłopaka rękoma w pasie i ruszyliśmy. Po jakiś 20 minutach chłopak zatrzymał pojazd.
- No mała możesz się ode mnie odkleić?
- Jasne już złażę. - zsunęłam się z pojazdu.
- No to witam w centrum Londynu. Nie jestem najlepszym przewodnikiem ale nie martw się nie zgubimy się.
- Już ja o to zadbam. - posłałam mu uśmiech pewności siebie.
Spojrzał na mnie badawczo ale zaraz przeszedł do tematu.
- To może najpierw pójdziemy na Tower Bridge, później pokażę ci Big Bena a na końcu London Eye?
- Może być w końcu ty tu jesteś przewodnikiem wycieczki.
Ruszyliśmy w kierunku wielkiego mostu. Byłam na nim zaraz po moim przyjeździe kiedy zwiedzałam miasto. Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu. Chłopak wyglądał na zamyślonego.
- Jak myślisz - przerwał ciszę - jakie mamy szanse w tym konkursie?
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się, że dobrze nam idzie ale nie znam możliwości konkurencji.
- Kurcze tak bardzo bym chciał wygrać i teraz i w drugim etapie.
- Tak, szkoda by było gdyby ominęła nas taka nagroda.
- W tamtym roku para z naszej szkoły była w finale. Mówili, że na początku nie było aż tak źle ale później trzeba się mega starać.
- Teraz jak się już dogadaliśmy to ... powinno nam lepiej pójść... - przygryzłam wargę.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dogadaliśmy się?! - wycedził z niedowierzaniem - Myślałem, że się zaprzyjaźniliśmy?! - jego oczy rzucały piorunami.
- No czy ja wiem.. do przyjaźni to nam chyba jeszcze daleko... - modliłam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Że jak?! - jego zielone oczy robiły się coraz większe.
- Chyba nie myślałeś, że mogę się zaprzyjaźnić ze zwykłym podrywaczem. Myślisz, że ja nie wiem jak wy kombinujecie? - kąciki warg uniosły mi się i mnie zdradziły.
Uniósł lewą brew do góry a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Wkręcasz mnie?! - obie brwi uniósł do góry.
- Musiałbyś...haahaha. Przepraszam... hahahaha - nie mogłam przestać się śmiać. - musiał byś widzieć swoja minę. - uspokoiłam napad śmiechu.
- Ty mała małpo!
Chłopak rzucił się na mnie, objął w pasie i zarzucił na swoje ramię. Zaczął się kręcić w kółko.
- Dobra Nath! Przestań! - krzyczałam .
- Hahaha nie ma mowy. - zaśmiał się.
Przestaliśmy się kręcić i chłopak ruszył do przodu.
- No przepraszam, tylko żartowałam. Puść mnie.- prosiłam.
Chłopak nie poddawał się i szedł dalej.
Jak on dawał radę mnie unieść? Przecież ważę więcej niż ustawa przewiduje. O.o Poddałam się.
- Nie jestem za ciężka? - co za pytanie idiotko pewnie, że jesteś.
- Ani trochę.
Chwilę później odstawił mnie na ziemię.
- No to jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się promiennie.
Miło czuć ziemie pod stopami. Poprawiłam bluzkę bo podwinęła mi się tak, że brzuch miałam na wierzchu.
Rozejrzałam się dookoła, byliśmy na moście.
- Tyle to mogłam sama dojść. - udałam obrażoną ale tym razem chłopak nie dał mi się już nabrać.
- Nie marudź tylko chodź.- włożył ręce w kieszenie spodni i ruszył przed siebie.
Poszłam za nim, przystanęliśmy w połowie mostu. Spojrzałam w dół na rzekę, była cudna w oddali było widać statek ale z tej odległości nie mogłam ocenić czy płynie w naszą stronę.
- Lubię tu przychodzić. - powiedział rozmarzonym głosem - Zawsze w tym miejscu mogę pomyśleć i się uspokoić. - zwierzył się.
Długo spacerowaliśmy ulicami Londynu. Wow! To naprawdę cudowne miasto *.* Tak jak obiecał poszliśmy pod Big Ben'a.W końcu usiedliśmy na jakimś murku, z tego miejsca dobrze było widać tą wierzę zegarową.
- I co jak ci się tu podoba?
- Londyn od zawsze mnie fascynował, nie mogłam się doczekać kiedy tu przyjadę a teraz po prostu się w nim zakochałam. - mówiłam rozglądając się dookoła i zapamiętując obrazy tego cudownego miejsca.
- Cieszę się, że spodobało ci się tutaj. - uśmiechnął się. - W Polsce też jest tak pięknie?
- Tak chociaż nie wszędzie, są miejsca, w których jest bajecznie ale są też takie jak miejscowość, w której mieszkałam - i do której znów muszę wracać, pomyślałam - gdzie nie ma tam nic interesującego. Zwykła dziura zabita dechami.
- Aha... Tak właściwie to nie wiem o tobie zbyt wiele, za to ty wiesz o mnie więcej niż bym chciał. - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Wiesz o mnie wystarczająco dużo.
- Tylko tyle, że masz cudowny głos, grasz na gitarze i nie znosisz nachalnych kolesi. - zaśmiał się.
- No to chyba powinno ci wystarczyć.
- Nie zdradzisz mi czegoś więcej? - wpatrywał się we mnie tymi ciemnozielonymi oczami.
 Przez dalszą część naszej wycieczki opowiadałam mu o moim nudnym życiu, gdy już kończyłam on zadawał kolejne pytanie i zaczynałam kolejny monolog. Rozmawialiśmy tak aż przed nami ukazał się London Eye.
- Nie boisz się? -  zapytał kiedy siedzieliśmy już w środku.
- Ani trochę. - uśmiechnęłam się , najwidoczniej go tym zasmuciłam.
Londyn z góry prezentuje się równie uroczo co z ziemi. Nadal nie mogę uwierzyć, że mieszkam w tak pięknym miejscu. Tutaj jest jak w bajce *.* Gdy zeszliśmy już na ziemię, Nath'a naszła ochota na herbatkę i poszliśmy do jakiejś kawiarni.
- Na co masz ochotę? -  zapytał kiedy siedzieliśmy już w środku.
- Gorącą czekoladę ... albo nie jednak wolę herbatę.
- Jesteś pewna? Bo jak zamówię to się okaże, że chcesz kawę. - zaśmiał się.
- Na pewno herbatę.
- Ok, chcesz jakieś ciacho?
To  pytanie wystarczyło, żeby wystawić moją silna wolę na próbę. Od rana miałam ochotę na coś słodkiego, czekolada, ciacho cokolwiek. Już miałam odmówić ale naszła mnie taka ochota, że niewytrzymała bym. Zresztą kręciło mi się już trochę w głowie a nie chciałam, żeby zrobiło mi się słabo i ktoś jeszcze dowiedział się o moich problemach a zwłaszcza on.
- Tak. - odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Ja biorę szarlotkę a Ty jakie ?
- Coś czekoladowego. -uśmiechnęłam się blado.
Chłopak poszedł złożyć zamówienie a ja już miałam wyrzuty sumienia. Z pewnością miałam, tego żałować.
Chwilę później chłopak siedział już przede mną.
- To co na czym skończyłaś swoje opowiadanie?
- Myślałam, że to już koniec przesłuchania.- co on się tak domagał tego opowiadania o mnie, przecież miał sto razy ciekawsze życie od mojego,  przynajmniej zanim przyjechałam tutaj.
- No co ty jestem ciekaw dalszych szczegółów. - uśmiechnął się łobuzersko.
Kelner przyniósł nam zamówienie. Ciastko, które przede mną postawił aż krzyczało " Zjedz mnie! ". No pięknie, teraz będę miała jeszcze wyrzuty sumienia, że pozbawiłam życia to piękne ciacho.
- Wydaje mi się, że nie mam ci nic więcej ciekawego do opowiedzenia. Po za tym i tak wiesz już więcej o mnie niż bym chciała.
Upił łyk herbaty i uśmiechnął się szeroko słysząc, że powtarzam jego słowa. Ja w tym czasie rzuciłam się na ciacho.
- Skoro tak.
Kiedy wracaliśmy do miejsca, w którym chłopak pozostawił swój skuter było już ciemno i zrobiło się strasznie zimno a kiedy byliśmy z powrotem koło Big Ben'a zaczęło kropić.
- Zimno ci ? - zapytał z troską.
- Nie. - w sumie to mój sweterek nie był aż taki ciepły jak mi się wcześniej wydawało.
- Może chcesz moją bluzę.
- Mówię ci, że jest mi... - zakrył mi usta dłonią a upewniwszy się, że już nie będę protestować zdjął bluzę i mnie nią okrył.
- Masz ją włożyć i bez gadania. - pogroził mi palcem.
Skapitulowałam i założyłam bluzę. Pachniała tak samo jak wtedy kiedy przytulił mnie w szkole.
Przeszliśmy przez most dochodząc do skutera. Chciałam zdjąć bluzę, żeby mu oddać, przecież po drodze zamarznie. Ale chłopak zauważywszy co chcę zrobić złapał mnie za rękę.
- Nie ma mowy, śliczna.
Zgromiłam go wzrokiem, dobrze wiedział, że ma tak do mnie nie mówić. Chłopak tylko się zaśmiał.
Wsiedliśmy na skuter i ruszyliśmy tym razem nie marudziłam tylko od razu przytuliłam się do chłopaka. Było z byt zimno na moje narzekanie. Nie tylko chciałam, żeby mi było cieplej ale też żeby chłopak nie zamarzł w tej cienkiej bluzce.
 Kiedy dojechaliśmy do domu oddałam mu bluzę, podziękowałam za zmarnowanie ze mną trochę czasu, pożegnałam się i pobiegłam do domu. Poszłam prosto do mojego pokoju. Na fotelu zostawiłam torebkę oraz szal. Podeszłam do odtwarzacza nacisnęłam przycisk "play" i podkręciłam dźwięk przy głośnikach. Wydawało mi się, że w środku jest płyta Recovery ale nie miałam pewności do puki nie usłyszałam pierwszych dźwięków  Cold Wind Blows. Położyłam się na łóżku, zrzuciłam buty i leżałam patrząc w sufit. Miałam mieszana uczucia, nie potrafiłam ich wszystkich określić, jednym z nich było na pewno zadowolenie.
 Obudziłam się, przez okno wpadało szarawe światło poranka. W głośnikach dało się słyszeć refren Not Afraid. Spojrzałam na telefon była godzina 5:34. Miałam jeszcze trochę czasu żeby wybrać się do szkoły więc otworzyłam szafę z ciuchami, postanowiłam założyć wysokie buty i kurtkę, podejrzewałam, że nie będzie cieplej niż wczoraj.

Poszłam wziąć prysznic i zaczęłam poranną toaletę. Miałam dużo czasu więc się nie spieszyłam. Wróciłam do pokoju. W głośnikach kończył się właśnie utwór Spece Bound. Pakując się podśpiewywałam ostatnie wersy utworu.

...250, 000 miles and a clear night in June
And I'm so lost without you
Without you
Without you


Spakowana, wyłączyłam odtwarzacz i poszłam na dół. Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Na przystanku byłam jeszcze przed Marg.
W szkole musiałam oczywiście zdać relację z wczorajszego dnia. Zachwycały się tym jakbym co najmniej opowiadała im o swoim pierwszym razie a nie o wypadzie z przyjacielem na miasto. Jeżeli już mowa o nim to od rana się z nim nie wiedziałam tylko na lekcji śpiewu i na matmie. Nie chodził za mną, nawet nie mieliśmy okazji zamienić słowa. Dziś akurat by się przydał bo mam wyjątkowo ciężką torbę przez doświadczenie, które muszę zanieś na biologię,  która jest dziś ostatnia, no i jeszcze muszę taszczyć ze sobą moją gitarę.
Po lekcjach mogłam nareszcie odwiedzić Musa, dzisiaj szłam do niego z Marg. Chłopak przywitał nas swoim promiennym uśmiechem, wyglądał już znacznie lepiej.
- Masz żelki?- tak było już w dużo lepszej formie.
- A czy kiedyś ich nie przyniosłam? - mówiąc to wyciągnęłam dwie paczki żelek.
Chłopak ciągle się uśmiechał, nie był przypięty już tyloma kabelkami więc mógł swobodnie usiąść.
- Chyba zwariuję w tej "klatce" - pożalił się - na szczęście za 2 dni mnie stąd wypuszczają.- mówił jak gdyby nigdy nic wcinając żelki.
- Serio! - krzyknęłyśmy kurkiem i rzuciłyśmy się na chłopaka, żeby go przytulić.
- Jeszcze w tym tygodniu mogę do ciebie wpaść na korki. - oznajmił.
- Nie nie nie. Najpierw to ty mi porządnie wyzdrowiejesz. Zresztą i tak dam ci na razie wolne bo muszę się zająć konkursem. Zaczniemy od nowa zaraz po konkursie.
- Okej, jakoś to przeżyję.

Mój Mus wracał do zdrowia i już niedługo miał znów pojawić się w szkole i rozbawiać nas swoimi wygłupami, za którymi tak bardzo tęskniłam. Dzień konkursu był coraz bliżej. Bardzo chciałam go wygrać, wejście do studia nagraniowego to było coś! Była to też wielka szansa. Nigdy wcześniej nie pragnęłam niczego tak bardzo wygrać jak tego konkursu.

-------------------------------------------------------------------------------
Rozdział taki sobie ale dziękuję za przeczytanie. ;DD Nie ukrywam, że Eminem trochę pomógł mi w jego napisaniu. xd
Pod ostatnim rozdziałem był tylko jeden komentarz co bardzo mnie zasmuciło ponieważ mnie spodobał się ten rozdział ;// A wasze komentarze zawsze mnie motywują.
Niedługo trzeba będzie wracać do szkoły a ja jak zwykle nie przygotowana, cała ja zamiast żyć w realnym świecie żyję w moim ;p




poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 8 - Przyjaciele

W ten piątek przypadała nasza kolej na wizytę u Państwa Sykes. Naprawdę rodzice mogli sobie darować już te odwiedziny, albo przynajmniej nas w to nie mieszać. Może ja mam inne plany na piątkowy wieczór? Mogłabym iść do Musa... Z drugiej strony to była jedyna okazja spotkania się z Jess. Ta dziewczyna jest zupełnie inna niż jej brat, nieśmiała, ma fantastyczne poczucie humoru jest szczera i nawet nie wiem kiedy zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Ale nasza jedyna okazja do spotkania to właśnie piątek wieczór. I właśnie z tego oto powodu zrezygnowałam z symulowania złego samopoczucia i wsiadłam dobrowolnie do auta. Prawdę mówiąc to nawet nie musiałam symulować bo i tak nie czułam się fantastycznie.
 Drzwi otworzył nam tata Nathana i Jess i zaprosił nas od środka. Ledwo przekroczyłam próg domu dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Uściskałyśmy się i po jakiś 5 minutach pozwoliła mi ściągnąć buty i kurtkę.
- Jak ja się za tobą stęskniłam. -  mówiła dziewczyna kiedy szłyśmy do jej pokoju - mam ci tyle od opowiedzenia.
- Też chętnie posłucham. - wtrącił jej brat.
Weszliśmy do jej przytulnego pokoiku. Ściany były piaskowej barwy, pod oknem stała niewielka kanapa obok niej szafa a naprzeciw okna duże łóżko. W samym rogu stało burko. Nad którym wisiała tablica korkowa z masą zdjęć.
 Większość czasu rozmawialiśmy o szkolnym balu Jess i imprezie na którą idzie jutro.
- Tylko się nie upij siostra, bo ja cie nie będę krył.
- Bo ja to ty i wracam z każdej imprezy nieprzytomna.
Chłopak się zaśmiał.
- Ja się po prostu dobrze bawię. A tak w ogóle to jestem starszy.
- O rok, ale mi różnica. - oburzyła się dziewczyna.
- No wiesz jak się ma 16 lat to można więcej.
- Daj jej już spokój Nath. - wtrąciłam się w tą bezsensowną wymianę zdań,  jeszcze by się pokłócili- Niech idzie i się dobrze bawi. - puściłam perskie oko do przyjaciółki.
Chłopak popatrzył na mnie zrezygnowany następnie przeniósł wzrok na siostrę i uśmiechnął się szyderczo a ona pokazał mu język.
- Idziemy się przejść? - zaproponował jakby nigdy nic chłopak.
Wyjrzałam przez okno na ulicę, mrok rozświetlały lampy. Na szczęście na padało. Zgodziłyśmy się i po chwili staliśmy już przy drzwiach frontowych. Wyszliśmy i od razu przywitał nas listopadowy wiaterek.
Owinęłam się dokładniej moim szalikiem i wyszliśmy na ulicę. Chodziliśmy tak bez celu chyba z godzinę. W końcu Jess oznajmiła, że jej zimno i chce wracać. Zawróciliśmy.
 Dziewczyna wbiegła szybko do domu, miałam już pójść w jej ślady ale zatrzymał mnie głos chłopaka.
- Może się jeszcze przejdziemy, co?
Było mi już trochę zimno ale miałam kilka pytań do chłopaka i uznałam, że to będzie świetna okazja do rozmowy więc się zgodziłam. Ale co z tego, że się zgodziłam jak nie wiedziałam od czego zacząć temat. Szliśmy chwilę w milczeniu.
- Too...yy... jak się czuje Mus? - zapytał nagle.
- Już lepiej, mają mu jutro robić jakieś badania i zastanowią się kiedy go wypuścić. Nie jest aż tak poważnie jak wyglądało to na początku. - wyjaśniłam.
 - Aha, to dobrze. Nie będę już musiał za tobą ciągle chodzić i nosić twojej torby.
- Przepraszam bardzo ale nikt cię oto nie prosi, sam się do mnie przyczepiłeś od kiedy tylko przyszłam do szkoły.
- Ale nie jestem już taki nachalny, sama tak powiedziałaś ostatnio w autobusie.
- No tak. Nie jesteś bo znalazłeś sobie nową ofiarę a raczej ofiary.
Chłopak zmieszał się trochę ale było zbyt ciemno i nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy.
- Taa...
Pomyślałam, że to chyba dobry moment na zadanie dręczących mnie od jakiegoś czasu pytań.
- Nath...
- Tak? - chłopak się ożywił.
- E... bo ja .. mogę zadać ci pytanie...? - no pięknie teraz już się nie mogę wycofać!
- Jasne. - zaciekawił się.
Musiałam wziąć głębszy oddech i od razu pożałowałam bo mroźne powietrze dostało się do mojego gardła.
- Dlaczego taki jesteś? Czemu tak traktujesz dziewczyny? - wreszcie wyrzuciłam to z siebie ale wcale mi nie ulżyło.
Nie spodziewał się takiego pytania. Ściągnął brwi i zastanawiał się dłuższą chwilę.
- No a jak mam niby je traktować? Normalnie je traktuje. Idę na imprezę i się po prostu bawimy.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Traktujesz je jak przedmioty. Na każdej imprezie inna ... sam mi tak kiedyś powiedziałeś.
- Nie traktuję ich jak przedmioty! - warknął.
Aha! Trafiłam w czuły punkt.
- A co z Kate? Zanim się z nią rozstałeś byłeś inny.
Zaskoczyłam go moją wiedzą o nim. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i otwartą buzią.
- A..ale.. skąd ty o niej wiesz? - wydukał.
- Widzisz wiem o wiele więcej niż ci się wydaje. To jak dalej będziesz udawał, że nie wiesz o czym mówię?
Chłopak ciężko westchnął i zamknął oczy. Kiedy je otworzył spojrzał na mnie zrezygnowany.
- Zaczęło się od tego, że Kate mnie zdradziła z jakimś kolesiem od dragów na imprezie. Na początku tłumaczyła, że była kompletnie pijana i nic nie pamięta.- przerwał, widać że był to dla niego ciężki temat - Kilka dni później przyszła do mnie i jak gdyby nigdy nic się przyznała. I wyśmiała mnie, że jestem kompletnym frajerem. Mówiła, że nie potrafię się nawet porządnie całować a co dopiero... - znów przerwał, zrobiło mi się go żal i miałam ochotę go przytulić.
- Nath... jeśli nie chcesz to nie musisz... nie wiedziałam, że to aż tak poważny temat.
- Nie... już od dawna mnie to męczy muszę się wreszcie wyżalić. - spojrzał na mnie smutnymi oczami, nigdy go takim nie widziałam. Smutny, bliski łez Nathan to mi do niego nie pasowało.
- Cholernie przez nią cierpiałem, naprawdę ją kochałem. Żeby zapomnieć kumple zabrali mnie na imprezę. I tak to się zaczęło, chodziłem co weekend na jakąś impre, nie ważne klub czy domówka byle by były procenty i laski. W końcu nawet kumple przestali mi towarzyszyć ale to nic bo poznałem nowych. Imprezowaliśmy całe wakacje. - zaśmiał się - Zacząłem tak jak on podrywać dziewczyny nie tylko na imprezach ale też na mieście i w szkole. Jak tylko widziałem jakąś fajną to zaraz do niej musiałem zagadać. Chyba chciałem udowodnić Kate, że wcale nie jestem takim frajerem za jakiego mnie miała.- zamyślił się - Tak się w to wciągnąłem, że nie potrafiłem przestać, nic innego się dla mnie nie liczyło. Bardzo mi się to spodobało, nawet nie wiesz jak bardzo. - Spojrzał na mnie z nieodgadnionym uśmiechem.- Nie, nie przeszło mi. Nadal lubię imprezki i chyba nic tego nie zmieni. Teraz musiałem trochę przestać bo wiesz konkurs i w ogóle szkoła. Ale w święta i we ferie sobie odbije. - zakończył uradowany.
 Słuchałam tego i wszystko złożyło mi się w logiczną całość, nareszcie zrozumiałam o co mu tak naprawdę chodziło. Nie spodziewałam się, że aż tak się przede mną otworzy. W pewnym momencie było mi tak żal, że miałam ochotę go przytulić ale jak powiedział, że wcale nie zamierza z tym skończyć to szybko zmieniłam zdanie.
- Chciałeś się po prostu na niej odegrać, a przez to po prostu wpadłeś w ciąg imprez i tyle.
- I ani trochę nie żałuję. - wrócił uśmiech pewności siebie, ten którego nienawidziłam.
 Nasunęło mi się jeszcze jedno pytanie.
- Czyli, że ja miałam być twoim kolejnym celem?
Uśmiechnął się jeszcze bardziej szyderczo.
- Hymmm... nie nazwał bym cie " celem "...ale tak mniej więcej o to mi chodziło. No wiesz nowa dziewczyna w szkole w dodatku polka. Jak mogłem przepuścić taką okazję? - najwidoczniej był z siebie dumny.
- Ale nie przewidziałeś tego, że ta twoja " okazja " nie będzie zainteresowana. - powiedziałam z ironią.
- No nie powiem było ciężko. Myślałem, że może jak będziemy razem śpiewać... ale też nic. Uparta jesteś.
- Już tak mam, wybacz że pokrzyżowałam twoje niecne plany panie Sykes. - znów użyłam ironii.
- Ehh wybaczam. - puścił mi perskie oko - Nie chcę cię urazić ale postanowiłem sobie ciebie odpuścić. - czekał na moją reakcję przyglądając mi się.
- No nie wiem jak ja to przeżyję. Nathan Sykes przestał się za mną oglądać i woli łatwe laski z dyskoteki.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy skończyliśmy chłopak objął mnie ramieniem.
- I tak oto widzisz stwierdziłem, że lepiej będzie jak się z tobą zaprzyjaźnię. - patrzył na mnie wyczekująco.
Zastanowiłam się czy nie zrzucić jego ramienia ale zrobiło mi się trochę cieplej więc postanowiłam na razie tak zostawić.
- Ale jesteś tak irytujący, że to zaprzyjaźnanie ci coś nie wychodzi.
Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
- No przestań przecież widzę, że mnie lubisz.
- Ty weź nie zmieniaj tematu. - nie chciałam mu odpowiadać na to pytanie, bo szczerze mówiąc nie znałam odpowiedzi - Nie możesz ranić wszystkich poznanych dziewczyn tylko dlatego,że wcześniej poznałeś jakąś zdzirę. Nie jesteśmy wszystkie temu winne. Nie traktuj nas jak zło konieczne. Jedna źle cię potraktowała co nie oznacza,  że wszystkie jesteśmy takie same.
Patrzył na mnie jak na wariatkę.
- Może i masz trochę racji. Ale nie porzucę imprez, skarbie. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Ja ci dam skarbie- zrzuciłam  teatralnie jego rękę i zawróciłam w stronę domu.
- Czekaj! No nie obrażaj się!
Dogonił mnie a ja nadal udawałam obrażoną.
- Przepraszam ale ja już tak z przyzwyczajenia. - zrobił maślane oczka - Noo.. Natalia nie złość się. Złość piękności szkodzi.
- Jakiej piękności daj spokój. - nie wytrzymałam.
- O przeszło .
Oboje zaśmialiśmy się.
- Ale z imprezami nie skończę.
Przewróciłam oczami, wiedziałam, że w jeden wieczór nie zmienię " pana imprezowicza "a raczej nie przywrócę do normalności ale jeszcze nad tym popracuję.

W sobotę nie mogłam iść do szpitala bo Mus miał mieć masę badań. Wstałam o 12 i zamiast śniadania wolałam poczekać na obiad, którego i tak mało co pewnie zjem. Ubrałam szybko stary T-shirt  i dresy. Wzięłam laptop i sprawdziłam skrzynkę e-mile, Facebooka oraz Twittera odpisałam na wszystkie wiadomości, obejrzałam nowe fotki znajomych i zadzwoniłam do Patrycji. Dziesięć razy przepraszałam, że znów długo nie dzwoniłam ale kiedy jej opowiedziałam o sytuacji z Musem od razu mi wybaczyła. Po skończonej rozmowie wyłączyłam komputer, nie mając już nic ciekawego do roboty postanowiłam zrobić porządek z ciuchami zaczęłam od tych leżących na łóżku i podłodze, później wyrzuciłam wszystko z szafy i komody. Zrobił się jeszcze większy chaos. Po jakiejś godzinie połowa ciuchów była ogarnięta. Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a gdzieś pod stertą ubrań. Tylko pytanie pod którą? Telefon chyba zostawiłam jak zwykle na łóżku więc tam zaczęłam poszukiwania, znalazł się pod stertą złożonych w kostkę spodni. Odblokowałam go i odczytałam wiadomość.

Od: Nathan
Cześć :) Jakie masz plany na jutro? 
:D 

Usiadłam na łóżku, spojrzałam zrezygnowana na stertę ciuchów, pewnie do poniedziałku z nimi nie skończę. Ale postanowiłam go o tym nie informować.

Do: Nathan
Hej. Tak właściwie to nie mam żadnych planów. ; ) 

Wysłałam SMS i zabrałam się z powrotem za wieszanie bluzek na wieszakach. Po 5 minutach dostałam kolejny SMS.

Od: Nathan
To świetnie. Pomyślałem, że może zabrałbym
 cię na małą wycieczkę po Londynie. Co ty na to? 
;D

Do: Nathan
Jako kto? Nathan - imprezowy podrywacz
czy 
Nathan - przyjaciel ?

Nie miałam pojęcia o co mu chodziło. Zwłaszcza po naszej ostatniej rozmowie nie byłam pewna jego intencji. Wycieczka po mieście - brzmi kusząco chociaż gdybym mogła to wolałabym być u Musa ale jutro przypadała kolej Marhgaret, Kamili i Luisa. Ta durna pielęgniarka nadal nie pozwalała wchodzić nam wszystkim. Kolejna wiadomość.

Od:Nathan
Oczywiście jako Nathan -przyjaciel :D
Mówiłem ci przecież, że dałem ci spokój. xd
To jak 13?

Do: Nathan
Okey. Tylko się nie spóźnij. ;p

Odłożyłam telefon i wzięłam się do pracy i przy okazji znalazłam ciuchy na jutro.


-----------------------------------------------------------------------------
No to 8 rozdział już mamy. :D
Niedługo trzeba będzie wracać do szkoły więc od września rozdziały nie będą pojawiały się tak często. Na razie postaram się napisać jak najwięcej. ; ) Nie wiem jeszcze w co wpakuje moich bohaterów ale nie będzie nudno. xd
  

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 7 - A kto powiedział, że będzie łatwo?

Siedziałam tak jakiś czas, łzy nadal cisnęły mi się do oczu. Usiadłam tak żeby móc oprzeć głowę na kolanach i opleść je rękoma. Rozejrzałam się po korytarzu. Twarze przyjaciół wyrażały różne emocje, na twarzy Luisa malowało się niedowierzanie, Magr jeszcze chyba nie przyjęła do wiadomości tego co się dzieje, w oczach Kamili było widać przerażenie i  smutek. Jego mama tak jak ja i siedząca obok mnie Lisa płakałyśmy. Siedzieliśmy przed sala operacyjną nic nie mówiąc, tylko Lisa przytuliła się do mnie i trzymała mnie mocno za rękę.
W końcu drzwi od sali otworzyły się szeroko i wyszło kilku lekarzy. Wszyscy poruszyliśmy się, mama Musa podeszła do lekarzy aby się wszystkiego dowiedzieć. Jeden z nich średniego wzrostu, siwy, chyba był głównym lekarzem prowadzącym operację, omiótł nasz wszystkich wzrokiem zdegustowany naszą obecnością.
- Co z nim? Co z moim synem? - pytała, przerażona.
- Operacja się powiodła. - wszystkim nam ulżyło. - ale było bardzo poważnie, syn teraz musi odpocząć, pielęgniarka powiadomi Panią kiedy będzie można wejść do niego. - ponownie spojrzał na naszą grupkę. - ale nie wszyscy na raz. - powiedział i poszedł za pozostałymi lekarzami.
Wszyscy nadal się martwili ale atmosfera nie była już taka napięta. Lisa zarzuciła mi ręce na szyję a ja mocno ja do siebie przytuliłam.
- Tak właściwie to co się stało? - zapytał Luis.
Kobieta ciężko westchnęła, usiadła na krześle i popatrzyła po kolei na nas wszystkich.
- Musieliśmy pilnie wyjechać do dziadków Musa - zaczęła - potrzebowali pomocy ponieważ ich mieszkanie zostało zalane. To dlatego Mus nie przyszedł do ciebie Natalio. - zwróciła się do mnie - Dojechaliśmy na miejsce, Mus i jego tata musieli pojechać kupić kilka niezbędnych rzeczy. I wtedy ... - kobieta urwała, łzy ponownie spłynęły jej po policzku - mieli wypadek... jakiś rozpędzony samochód wyprzedzał kogoś, jechał prosto na nich.... na szczęście mój mąż  w porę skręcił na pobocze ale tam ... wjechał prosto w stojące przy drodze drzewo.. - tłumaczyła łamiącym się głosem, rozpłakała się na dobre, siedząca obok niej Kamila przytuliła ją.
Siedzieliśmy w osłupieniu kilka minut.
- Co się stało Pani mężowi? - Marg niepewnie zadała to pytanie kiedy kobieta uspokoiła się.
- Jest w podobnym stanie co Mus. Tylko, że przeszedł operację przed nim.
Po jakiejś godzinie przyszła pielęgniarka. Oznajmiła, że można już odwiedzić chłopaka, ale jeszcze się nie wybudził.
- Tylko 3 osoby na więcej nie mogę się zgodzić.
Popatrzyliśmy znacznie na siebie. Każdy chciał do niego iść ale jednocześnie nie chcieliśmy wybierać między sobą.
- Niech idzie Luis. - zaproponowała Kamil -  są przecież najlepszymi przyjaciółmi.
Luis spojrzał na nas niezdecydowany, zachęciłam go skinieniem głowy. Dziewczyny postanowiły pozwolić mi iść z Luisem.
Gdy wchodziliśmy do środka byłam strasznie spięta, bałam się w jakim stanie zobaczę mojego przyjaciela. Podeszliśmy do jego łóżka, pani mama usiadła na jedynym krzesełku bok łóżka. My staliśmy obok.
Mus leżał przypięty do miliona kabelków które natomiast łączyły się z jakimś pikającym urządzeniem z migającymi światełkami. Chłopka miał zamknięte oczy a jago loki leżały w nie ładzie na białej cienkiej poduszce. Miał plaster na skroni i w okolicy wargi oraz wielkiego fioletowego siniaka na lewym poliku. Mimo togo jego ustach był widoczny delikatny uśmiech. Łzy cisnęły mi się od oczu ale nie chciałam teraz płakać, chłopak mógł obudzić się w każdej chwili. Dopiero teraz poczułam, że trzymam Luisa za rękę. Rozluźniłam moje palce, chłopak był równie oszołomiony co ja, zauważył co robię i też rozluźnił swoje palce. Staliśmy tak kilka minut.
- Dzieci. - odezwała się smutnym głosem mama Musa - Wracajcie do domu rodzice z pewnością się o was martwią... - urwała -  ja tu jeszcze zostanę. Poinformuje was jak się obudzi, będziecie mogli do niego przyjść.
- Dobrze - odezwałam się.
- Do widzenia .- powiedział mój towarzysz kiedy staliśmy już przy drzwiach.
- Zaczekajcie. Dziękuję wam, że przyszliście tu dzisiaj... Mus z pewnością się ucieszy. Prawdziwi z was przyjaciele. Podziękujcie dziewczynką ode mnie... nie chcę go teraz zostawiać. - mówiła trzymając syna za rękę i patrząc z troską w jego zamknięte oczy.

 Długo nie mogłam zasnąć, a jak mi się już to udało to ciągle śniła mi się mój przyjaciel. Rano zebrałam się z trudem do szkoły, ciągle myśląc o Musie. Czy już się wybudził? Co dalej z nim będzie? Miałam dziesiątki pytań i żadnych odpowiedzi...
 Po pierwszej lekcji,  na której cholernie brakowało mi Musa w sąsiedniej ławce ;/ poszłam do szafki po nuty. Zamknęłam drzwiczki a o szafkę obok opierał się Nath z promiennym i jednocześnie denerwującym uśmiechem.
- Jak tam mała? - przywitał się.
Zmierzyłam go wzrokiem. Nie chciałam być już dla niego niemiła bo zmienił się w stosunku do mnie nie jest już taki natarczywy.
- Gorzej niż wczoraj.
- Nie znalazł się? -  chyba był lekko zaskoczony ale u niego nigdy nie wiadomo czy mówi serio czy to tylko sarkazm.
- Znalazł...
- Więc w czym problem? - teraz serio był zdziwiony.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, żeby na niego znów niepotrzebnie nie nakrzyczeć.
- Jest w szpitalu...
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- A ..ale jak to .. w szpitalu?
Łzy cisnęły mi się do oczu ale nie mogłam teraz zacząć płakać.
- Miał wypadek... - wszystko co przeżyłam wczorajszego wieczora wróciło do mnie i mimowolnie pierwsza łza spłynęła po moim poliku a później kolejna i... jeszcze jedna.
Chłopak nic nie mówiąc po prostu mnie przytulił. Nie wiem jak długo tak staliśmy ale przestałam płakać. Jego pomarańczowa bluza miała delikatną słodkawą woń, bardzo przyjemny zapach. *.* Dotarło do mnie, że ten chłopak ma jakieś tam uczucia. Zauważyłam już to na scenie ale dopiero teraz zrozumiałam, że nie jest taki za jakiego miałam go na początku. Uwolniłam się z jego ramion.
- Dzięki Nath. - nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Idziemy na lekcję?
- Tak. - odpowiedziałam, wycierając oczy chusteczką, dobrze że dziś nie miałam głowy do malowania oczu.
Chłopak zdjął torbę z mojego ramienia.
- Poniosę. - uśmiechnął się ale już nie tak irytująco jak wcześniej.
Zamartwiałam się stanem Musa aż do przerwy obiadowej. Lisa przybiegła do mnie i bez słowa pociągnęła mnie za rękaw do naszego stolika.
- No Marg mów. -  mówiła z nieukrywaną ulgą.
- Dzwoniła do mnie mama Musa... Wybudził się. - uśmiechnęła się szeroko.
Musiałam usiąść. Minęła chwila za nim dotarła do mnie informacja.
- Boże jak ja się cieszę! -zawołałam.
Miałam ochotę jak najszybciej się z nim zobaczyć. Ale mój entuzjazm zgasł kiedy przypomniało mi się, że dzisiaj mam próbę.

- Pozdrówcie go ode mnie i powiedzcie, że jutro na pewno wpadnę. - mówiłam żegnając się z przyjaciółmi przed próbą.
- Na pewno, skarbie. - przytuliła mnie Lisa.

 Na drugi dzień zaraz po lekcjach udałam się do szpitala razem z Liss nadal nie mogliśmy wszyscy do niego wpaść. Przed salą, w której leżał chłopak spotkałyśmy jego mamę. Wyglądała o wiele lepiej niż ostatnim razem kiedy ją widziałam, nie płakała ale w jej oczach nadal krył się smutek. Powiedziała, że Mus na nas czeka i weszłyśmy do środka. Poczułam się jak ostatnim razem, ale byłam trochę spokojniejsza.
- Aleksander... - pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś z wyjątkiem nauczycieli zwracał się do niego po imieniu.
Chłopak odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął się.
- Cześć dziewczynki.
Usiadłyśmy obok łóżka chłopaka.
- Pomyślałam, że pewnie karmią cię tu zmiksowanym żarciem bez smaku więc przyniosłam to... - wyciągnęłam z torby dużą paczkę żelek. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Moje ulubione.! Jejku Miśka kochana jesteś! - chciał mnie przytulić ale masa kabelków mu to uniemożliwiła.
- Nie myśl tylko, że wszystko jest dla Ciebie. - powiedziała Lisa i zabrała się za otwieranie paczki.
Długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, obie starałyśmy unikać tematu wypadku. Mus najwyraźniej też nie chciał o tym gadać.
- Kto cię teraz mała pilnuje w szkole, żebyś...- urwał, przypomniało mu się, że nikt nie wie o tym, że zemdlałam - ... się nie zgubiła w szkole. -  dokończył.
Lisa spojrzała na nas domyślając się, że coś ukrywamy. Zauważyłam, że trzyma chłopaka za rękę.
- Nie potrzebuje już przewodnika po szkole, chodzę do niej już ponad miesiąc. - jak to szybko minęło, nawet nie zauważyłam, że to już połowa listopada.
- Tak właściwie to czemu nie przyszłaś do nas we wrześniu tylko dopiero w październiku? - zapytała nagle Lisa.
Faktycznie nigdy o tym nie rozmawialiśmy bo uznałam to za mało ważny temat.
- Mieliśmy przeprowadzić się już w połowie wakacji ale mieliśmy małe problemy ze sprzedażą starego domu i wszystko się opóźniło. - wyjaśniłam.
- Aha. A jak tam przygotowania do konkursu? To już niedługo prawda?
- Tak to już za 2 tygodnie. Nieźle nam idzie, nawet zaczęłam dogadywać się z Nathanem. - chłopak zdziwił się a w jego ciemnych jak węgiel oczach dostrzegłam troskę i obawę.
- Dogadywać to za mało powiedziane. - poprawiła moja przyjaciółka - Łazi za nią krok w krok!
- Nie przesadzaj. - zgromiłam ją wzrokiem - przynajmniej nie próbuje mnie już podrywać. Jest naprawdę inny niż się wydaje.
- Kiedyś był zupełnie inny ale teraz facet przechodzi samego siebie. - skomentował lekko spięty Mus.
- Co to znaczy " kiedyś był zupełnie inny" ? - zaciekawiło mnie to.
Oboje spojrzeli po sobie, chyba zapowiada się na dłuższą opowieść.
- Przed wakacjami  rozstał się ze swoją dziewczyną Kate. - zaczęła Liss - Był w nią zapatrzony jak w obrazek nie odstępował jej na krok. Byli ze sobą kilka miesięcy, rozstali się tak nagle i nikt nie wiedział czemu...
 Przypomniało mi się, że siostra Nathana, Jessica wspominała mi kiedyś o jego byłej i że to przez nią się tak strasznie zmienił.
 - Zanim ją poznał był " grzecznym dzieciakiem " cały wolny czas poświęcał muzyce. A kiedy się rozstali.. zaczął imprezować i łamać serca dziewczyną. Zostawił kumpli i zaprzyjaźnił się z największymi imprezowiczami. - dodał Mus.
- Kurcze... musiało się coś poważnego między nimi wydarzyć.
- Prawdy dowiesz się tylko od niego.
- Tak... chyba tak
 Siedziałyśmy tak długo, że pielęgniarka musiała nas wyprosić. Pożegnałyśmy się z przyjacielem i obiecałyśmy, że wpadniemy niedługo.

 Nie byłam już taka zmartwiona jak wcześniej co nie oznacza, że całkiem przestałam się o niego martwić. Czekałam tylko aż znów będę mogła się z nim zobaczyć najlepiej w szkole... Niestety musiałam też ćwiczyć bo termin konkursu zbliżał się wielkimi krokami.


---------------------------------------------------------------------------
Dostaję od Was coraz więcej pozytywnych komentarzy. Cieszę się, że moje opowiadanie Wam się podoba. ;3
Kurczę mam już 6 obserwatorów, Dziękuję. <3
Wkrótce dodam nowy rozdział ale muszę jeszcze przeprosić się z moją weną bo chyba ostatnio się na mnie obraziła. ; ) xx

środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział 6 - Może on nie jest wcale taki zły ?

...ulżyło mi oddycha ale nadal jest nie przytomna, musiała zemdleć. Odgarnąłem z jej twarzy włosy i ułożyłem ją wygodnie na kanapie. Nadal była blada jak ściana. Po chwili udało mi się ją ocucić. Dziewczyna odzyskała przytomność i powoli otworzyła oczy.


perspektywa Natalii


Nie miałam pojęcia co się dzieje. Nie pamiętam co się stało. Teraz leżałam na czymś miękkim, otworzyłam o czy, oślepiło mnie światło, zamrugałam kilka razy. Tak, byłam w moim salonie, leżałam na kanapie a obok siedział przerażony Mus. Trwało to chwilę zanim poskładałam fakty. Zdaje się, że uczyliśmy się czegoś... i on na chwilę wyszedł... i... później już nie pamiętam. Próbowałam się podnieść ale zakręciło mi się w głowie i upadłam z powrotem na kanapę. Mus błyskawicznie pojawił się obok mnie.
- Jak się czujesz? - uśmiechnął się niepewnie.
- Szczerze mówiąc to sama nie wiem... pomożesz mi wstać?
Chłopak podał mi rękę i pomógł powoli usiąść.
- Co tak właściwie się stało? - spytałam trzymając rękę na czole, jeszcze kręciło mi się w głowie.
- Zemdlałaś. - powiedział bacznie mi się przyglądając - wyszedłem do kuchni po coś do picia a jak wróciłem... ty leżałaś już na kanapie... - wyjaśnił.
- Kurcze... dzięki Mus. - przytuliłam chłopaka, czułam się już trochę lepiej.
- Jesteś chora? - zapytał z troską w głosie.
- Niee... nie wiem czemu tak się stało...- na prawdę nie miałam pojęcia dlaczego zemdlałam.
- Dajmy spokój dzisiaj z nauką, jesteś już zmęczona.
- Okey. Mam małą prośbę Mus...
- Tak?
- Mógłbyś o niczym nie mówić mojej mamie? Ma dużo na głowie nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwiła.
- Czy ja wiem..- chłopak się zawahał -  chyba powinna wiedzieć, że coś jest nie tak...
- Proszę...
- No dobrze ale jak coś jeszcze będzie się działo to będę musiał jej powiedzieć.
- Dobrze. Kochany jesteś. - dałam mu buziaka w policzek, chłopak uśmiechnął się tak jak najbardziej lubiłam.
Został ze mną tak długo aż moja mama nie wróciła. Musiałam go nieźle nastraszyć bo ciągle mi się przyglądał. A ja nadal nie wiedziałam czemu zemdlałam. Poszłam wcześnie spać i po raz kolejny nie zadzwoniłam do Patrycji.
Po dwóch tygodniach prób i korepetycji było widać już rezultaty. Ogarnęłam cały czas przeszły i czasowniki nieregularne. A piosenka wychodziła nam świetnie. Na próbach czułam się cudownie i mimo iż trwały 2 godziny mi zawsze było mało, a może nie chciałam wracać z Nathanem do domu? W sumie to od kiedy znalazł sobie nową ofiarę i mnie sobie odpuścił, zaczęliśmy się nawet odgadywać. Szczerze mówiąc to polubiłam tego chłopaka chociaż nadal go nie potrafiłam zrozumieć. W końcu byłam skazana na jego obecność na każdej próbie oraz w autobusie po próbie i spędzaliśmy każdy piątkowy wieczór z jego rodziną.
Dziś w planach miałam korepetycje z Musem ale chłopak musiał jechać gdzieś z rodzicami. Od czasu mojego " wypadku " mój przyjaciel martwił się o mnie, troszczył bardziej niż było trzeba.  Na początku pilnował mnie na każdej przerwie, żeby nic mi się nie stało. Ciągle wmuszał we mnie coś do jedzenia i kazał wcześnie chodzić spać. Dokładnie jak moja mama tylko, że jego nadopiekuńczość  była urocza i bardzo mnie tym rozbawiał.
Skoro mam wolny wieczór to wreszcie zadzwonię do Patki - pomyślałam. Pozbierałam części mojej piżamy z podłogi i łóżka i poszłam wziąć szybki prysznic. Bez większego zainteresowania ominęłam lustro i podeszłam do małego lusterka nad umywalką i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów. W pewnym momencie zauważyłam, że przy ścianie stoi waga... nie chciałam sobie togo robić i psuć humoru ale jak zwykle nie byłam dość silna aby sobie czegoś odmówić. Pośpiesznie skończyłam szczotkowanie zębów i zrzucając po drodze ciuch weszłam na wagę.Cyferki zaczęły tańczyć na elektrycznej tarczy aby po chwili się zatrzymać na liczbie 70! Na poliku poczułam spływające łzy.
Włączając laptopa, wytarłam jeszcze oczy żeby moja przyjaciółka nie widziała, że płakałam.
- Cześć kochanie. - ucieszyłam się na widok jej uśmiechniętej twarzy.
-  Hejj. Już myślałam, że księżniczka nie raczy się odezwać. Teraz się jeszcze zaczniesz tłumaczyć obowiązkami? - udawała oburzenie ale po chwili obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Dobrze wiesz, że dla mnie nawet posprzątanie pokoju jest męczące a co dopiero inne obowiązki. - uśmiechnęłam się - a obowiązków to mam masę! Biorę udział w konkursie muzycznym.
Zaczęłam opowiadać jej wszystko jak zwykle chaotycznie i nie po kolei. O konkursie, mojej nowej paczce, o tym jakiego pecha mam do największego podrywacza w szkole. Ona jak zwykle najpierw się śmiała a później pocieszyła i zaczęła opowiadać co się dzieje w mojej starej szkole.
- No tak jak myślałam nie tęsknią za mną. Pewnie skaczą ze szczęścia, że mnie nie ma. - po raz kolejny ucieszyłam się, że ich opuściłam.
- Nie no co ty... mówią, że wyjechałaś i nie ma od kogo spisywać zadań i ściągać na sprawdzianie. Po za tym my tęsknimy. - posmutniała.
No tak po za bandą idiotów w Polsce pozostawiłam tam jeszcze moje przyjaciółki. To był jedyny powód dla którego tęskniłam za moim dawnym życiem.
Jeszcze długo gadałyśmy, bardzo się za nią stęskniłam obiecałam, że w weekend na 100% zadzwonię.
Rano bez żadnych problemów wybrałam się do szkoły, nawet się wyrobiłam na czas co oznaczało, że muszę zjeść śniadanie. Od jednej kanapki chyba mi się nic nie stanie... Na przystanku czekała Marg. W szkole reszta paczki ale bez Musa.
- Gdzie Mus? - zapytałam.
-  Nie wiem, nie odzywał się do mnie od... od wczoraj jak do domu wracaliśmy... - odpowiedział Luis.
- Myślałyśmy, że ty będziesz coś wiedzieć, mieliście się uczyć wczoraj po południu. - Lisa spojrzała na mnie zakłopotana.
- Tak mieliśmy... ale zadzwonił do mnie, że musi gdzieś jechać z rodzicami...
Dzwonek ogłosił, że właśnie rozpoczyna się pierwsza lekcja a my nadal nie wiedzieliśmy co z naszym przyjacielem. Całą fizykę myślałam co mogło się stać.
Nie można wysuwać pochopnych wniosków. Pewnie rozładował mu się telefon albo go zgubił, znając Musa to bardzo prawdopodobne. Nie ma dostępu do wi-fi i nas nie powiadomił.
Ta myśl trochę mnie uspokoiła ale i tak na przerwie zadzwoniłam do niego kilka razy. Nie odbierał. Napisałam SMS-a. Nadal się nie uspokoiłam.
Jako, że nie miałam dzisiaj ochroniarza Nathan mógł spokojnie mnie zaczepiać. Ale nie były to takie chamskie zaczepi jak wcześniej. Nadal nie rozumiałam jego logiki ale nie miałam czasu się zastanawiać nad tym.
- Cześć. - podszedł uśmiechając się, tak, ten uśmiech nadal na mnie źle działał.
- Hej. - rzuciłam w stronę chłopaka nawet na niego nie spoglądając.
- Dzisiaj nie ma twojego wiernego kumpla więc możemy pogadać. - moja obojętność nie zraziła go, chyba do tego przywykł.
- Taaa nie ma i nie raczył nawet nikogo poinformować co się z nim dzieje.
- Uuhuhuu! To nieźle musiał wczoraj zabalować.
- Mus nie jest taki jak ty! - odwróciłam się do niego ze złością spoglądając prosto w oczy (  swoją drogą nawet ładne ma te oczka )
- Dobra wyluzuj... - podniósł ręce w poddańczym geście.
Chyba faktycznie trochę przesadziłam.
- Przepraszam... po prostu martwię się o niego a twoje głupie żarty jeszcze bardziej mnie irytują. - wyznałam spokojniejszym tonem.
- Okey, rozumiem. Wybaczam. - uśmiechnął się - Too.. tylko się nie denerwuj... skoro go nie ma to ... mogę dzisiaj ja być twoim ochroniarzem? - spytał odsuwając się na bezpieczną odległość. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoimy na środku korytarza i jakieś dziewczyny nam się przyglądają.
Westchnęłam  z rezygnacją.
- A łaź se za mną jak ci się chce. Dzisiaj  i tak mi wszystko jedno. - skapitulowałam i ruszyłam odnaleźć dziewczyny nie zwracając uwagi na chłopaka. Jednak on szybko znalazł się obok mnie.
- Zwolnij bo cie jeszcze zgubię. - jak zwykle miał dobry humor i najwyraźniej bawiły go czyjeś zmartwienia.
Nic nie odpowiedziałam. W połowie korytarza, przy oknie stały Kamila i Lisa. Podeszłam do nich bliżej po ich minach było widać że są w podobnym humorze co ja. Od razu mnie przytuliły.
- Od was też nie odbiera? - zapytałam choć znałam odpowiedź.
Lisa pokręciła przecząco głową.
- A ten co tutaj robi? - zapytała Kamila, rzucając oskarżycielskie spojrzenie w kierunku mojego towarzysza.
- Daj mu spokój, przyszedł za mną. - uspokoiłam ją.
- Widzę, że jesteście nie w humorze ale wrzućcie na luz. Chłopak jest zakręcony pewnie zgubił telefon albo coś. Znajdzie się. - pocieszał nas Nath, przypomniała mi się moja teoria, którą wymyśliłam na fizyce i trochę mnie to uspokoiło.
 I tak do końca zajęć myśl o Musie nie dawała mi spokoju. Dopiero na próbie mi przeszło, kiedy wzięłam mikrofon i zaczęłam śpiewać. Muzyka zawsze mi pomaga nawet w najgorszych chwilach.
Po próbie nie byłam już taka zmartwiona. Wróciłam do domu i pomogłam mamie przy obiedzie. Opowiedziałam jej o moich obawach co do Musa.
- Nie przejmuj się Natalko chłopak jest zakręcony, Nathan ma rację pewnie zapodział gdzieś telefon.
- Dobrze by było...
Po obiedzie zaczęłam zbierać talerze ze stołu. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Sięgnęłam do kieszeni żeby go wyjąć. Na ekranie wyświetliło się imię Marg.
- Cześć skarbuś.
Zaczęła wypowiadać słowa szybciej niż najlepszy raper.
- Powoli kochana nic nie rozumiem.
- Chodzi i Musa! Dzwoniła do mnie jego mama. Jest w szpitalu. Za 10 minut jestem pod twoim domem!
Rozłączyła się, a ja stałam jeszcze kilka minut w osłupieniu. Przez głowę przeleciało mi milion myśli na minutę.
Jaki szpital?! Co z moim przyjacielem?! Co się wydarzyło?!
Z osłupienia wyrwała mnie mama.
- Co się stało?
- Mus! Musze lecieć!
Wybiegłam z kuchni w błyskawicznym tempie byłam gotowa do wyjścia.
- Gdzie ty idziesz? Co się stało? - mama wybiegła za mną.
- Nie wiem co się stało. Marg zadzwoniła, że Mus jest w szpitalu i za raz tu po mnie przyjedzie! Proszę pozwól mi jechać. - teraz to ja wypowiadałam słowa szybciej niż Eminem.
Chwile to potrwało zanim zrozumiała co do niej powiedziałam. Tym czasem Marg zatrzymała się pod moim domem.
- Tylko uważajcie na siebie...
Błyskawiczne znalazłam się na skuterze przyjaciółki i już jechałyśmy główną drogą prowadzącą do szpitala. Po kilku minutach wjeżdżałyśmy już na parking. Od razu przybiegł do nas Luis a chwile później pojawiły się dziewczyny. Weszliśmy na oddział ale pielęgniarka nas nie chciała wpuścić.
- Nie możecie tam wejść, Nie jesteście nikim z rodziny...- standardowa gadka.
Byłam w takim stanie, że miałam ochotę coś rozwalić... już miałam odpyskować coś tej durnej babie ale w naszym kierunku zmierzała jakaś kobieta. Była równie zdenerwowana co my.
- To przyjaciele mojego synka.., proszę... bardzo proszę...  ich wpuścić ... mówiła drżącym głosem, z pewnością była to mama Musa.
Pielęgniarka machnęła tylko ręką z rezygnacją. Natychmiast podeszliśmy do mamy naszego przyjaciela. I zasypaliśmy ją pytaniami.
- Co z nim?
- Gdzie Mus?
- Co się stało?!
Kobieta jeszcze bardziej posmutniała, wbiła wzrok w podłogę i w dwóch słowach odpowiedziała na wszystkie nasze pytania...
- Ma operację... - po policzku spłynęła jej łza.
Serce mi przyśpieszyło, zakręciło mi się w głowie. Opadłam na krzesło stojące pod ścianą. Twarz schowałam w dłoniach, byłam kompletnie oszołomiona zapomniałam, gdzie jestem i co się ze mną dzieje.. myślałam, że znowu zemdleje..


---------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo kazałam czekać ale wena zaczęła płatać mi figle. ;p
Dziękuję za komentarze mam nadzieję, że was nie zawiodłam.

Zapraszam wszystkich na zlot fanów The Wanted w Krakowie organizowany przez moją koleżankę :D Tutaj znajdziecie więcej informacji ----- >  https://www.facebook.com/events/221878741300344/223126897842195/?ref=notif&notif_t=plan_mall_activity

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 5 - Gdzie ja znajdę na to czas?

Obudziłam się w wyśmienitym humorze. Tak jak myślałam rano cała sytuacja wygląda o wiele lepiej. Postanowiłam nie przejmować się tym z kim biorę udział w konkursie ale tym, żeby jak najlepiej w nim wypaść. Dziś mamy pierwsza próbę zaraz po lekcjach. Jestem podekscytowana i trochę zdenerwowana ale najważniejsze, że mój zapał do pracy wrócił. Wyskoczyłam z łóżka, podeszłam do okna i odsłoniłam zasłonki. 
- Świetnie. - westchnęłam - znów deszcz. 

Otworzyłam szafę i znalazłam moją ulubioną bluzę. 




Poszłam do łazienki gdzie znalazłam jakieś spodnie i zaczęłam poranną toaletę. Mam tu megaśne lustro na pół ściany. Ale staram się w nie nie spoglądać, nie znoszę widoku mojego ciała. Jestem strasznie gruba. Między innymi dlatego byłam gnębiona w poprzedniej szkole. Wtedy się tym nie przejmowałam ale teraz moja tusza zaczęła mi przeszkadzać. Ubrałam się błyskawicznie żeby moje lustrzane odbicie mnie bardziej nie dołowało i zaczęłam szukać tuszu do rzęs. Tak, mój brat chyba już odwiedził łazienkę, mogłabym się założyć, że jeszcze wczoraj wieczorem tusz był na półce.
- O! Jest! - zawołałam i w pośpiechu dokończyłam toaletę.
Pobiegłam na dół, ubierałam buty kiedy mama do mnie podeszła.
- Nie jesz śniadania? - zapytała
- Nie jestem głodna. - rzuciłam, szukając drugiego buta.
- Znów nie jesz?! Mam ci przypomnieć jak to się może skończyć! - zdenerwowała się.
- Zaraz spóźnię się na autobus... - założyłam kurtkę a mama bez słowa podała mi drugie śniadanie, które i tak miał dostać ten żarłok Luis. Margharet już czekała na przystanku.
- Karzesz strasznie długo na siebie czekać. - pożaliła się dziewczyna.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni, na jego ekranie widniała godzina 6: 49.
- Jestem przed czasem kochana, nie spinaj się tak.- uśmiechnęłam się i przytuliłam ją na powitanie.
- Ok,ok ale wczoraj nie zadzwoniłaś ani nie napisałaś. A ja jestem strasznie ciekawa jak było i co z tym konkursem! - wypowiadała słowa z prędkością światła.
Całą drogę do szkoły opowiadałam co się wydarzyło na spotkaniu i pożaliłam się z kim będę śpiewać w duecie.Dziewczyna pocieszała mnie, że to tylko konkurs a on na pewno znajdzie sobie inną dziewczynę do podrywania a mi da spokój. Kiedy tylko spotkałyśmy naszych przyjaciół na szkolnym korytarzu Marg pobiegła do nich zdać relację z tego czego właśnie się ode mnie dowiedziała. Kamila i Lisa rzuciły się na mnie żeby mnie uściskać. Myślałam, że mnie uduszą ze szczęścia.
- Dziewczyno,ale ty masz do niego pecha.
- Jakoś wytrzymam Luis. Ważne, że w ogóle mogę barć udział w tym konkursie.
Lekcje minęły zadziwiająco szybko i przyszedł czas na próbę. Nathan jak zwykle przyszedł ostatni.
-Na samym początku chcę was uświadomić jak ważny jest ten konkurs. Duety, które zajmą pierwsze i drugie miejsce przechodzą do kolejnego etapu. Po pierwszym etapie dostajecie symboliczną statuetkę ale w drugim już jest o co walczyć. Nagrodą za zajęcie pierwszego miejsca jest nagranie dwóch piosenek w profesjonalnym studio nagraniowym.
Nauczycielka urwała a ja wybałuszyłam oczy ze zdziwienia, mina Nathana też wskazywała na to, że chłopak jest w szoku. Dopiero teraz uświadomiłam sobie w co się wpakowałam i że za wszelką cenę musimy to wygrać!
- Widzę, że zdajecie sobie sprawę z powagi sytuacji więc możemy zaczynać próbę. - kobieta uśmiechnęła się promiennie i udała się w kierunku biurka aby włączyć muzykę.
Nadal lekko w szoku weszłam na scenę. Pani Simpsons włączyła podkład muzyczny i zaczęłam śpiewać. Od razu poczułam się pewniej i zapomniałam o wszystkim wokół mnie. Trochę się denerwowałam przed próbą bo nigdy nie miałam okazji brać udziału w takiej próbie ale po tym jak pierwszy raz zaśpiewaliśmy piosenkę od razu mi przeszło.
- Nawet nieźle nam poszło.- powiedział chłopak kiedy wyszliśmy już z sali.
- Jak na pierwszy raz to tak.
Zapadła krępująca chwila ciszy. Szukałam neutralnego tematu do rozmowy i szybko mi się przypomniało, że widziałam go jak na przerwie podrywał kolejną biedną dziewczynę.
- Co znalazłeś już sobie nową ofiarę podrywu?
Wyrwałam go tym pytaniem z zamyślenia.
- Co? Jaką ofiarę? Po prostu byłem nią zainteresowany.
- Byłeś? I już nie jesteś ? - chyba nie do końca rozumiem jego tok myślenia.
- No dokładnie! - ucieszył się nie wiedzieć z czego - bawiliśmy się ostatnio na imprezie, później odprowadziłem ją do domu a jeszcze później...
- Dobra nie kończ, nie chce wiedzieć co się później działo... - pożałowałam, że zaczęłam temat.
- haha.. liczę na twoją wyobraźnię. - wyszczerzył zęby
- Nie mam aż tak bujnej wyobraźni...
- Hehe. No tak nie byłaś jeszcze na prawdziwej Londyńskiej imprezie. - spojrzał na mnie czekając na moją reakcję.
- To znaczy ?
- No wiesz na każdej imprezie inna dziewczyna...
- Ach no tak zapomniałam, że rozmawiam z największym podrywaczem w szkole. - przerwałam mu.
Chłopak nie odpowiedział bo nasz autobus zatrzymał się na moim przystanku i musiałam wysiąść.
- Cześć... - rzucił tylko.
- Cześć.
Wróciłam do domu i od razu zaczęłam uczyć się do jutrzejszego testu z matmy. Obiecałam sobie, że jak skończę to zadzwonię do Patrycji na Sykpe. Jeszcze pomyśli, że całkiem o niej zapomniałam. Ostatnio gadałyśmy zaraz po moim przyjeździe do Anglii.
Kiedy się obudziłam było jeszcze ciemno, sięgnęłam po telefon, żeby sprawdzić która godzina. Oślepiło mnie światło wyświetlacza ale po chwili oczy przyzwyczaiły się do światła. Była godzina 3:17. Oświeciłam nocną lampkę i dopiero teraz spostrzegłam, że jestem w ciuchach a na łóżku walają się książki i długopisy.
- Brawo!
Byłam tak zmęczona, że zasnęłam jak się uczyłam. Matma jest naprawdę nudna. I przez to znów nie zadzwoniłam do Patki. Znalazłam piżamę i poszłam wziąć prysznic. Nie przewidziałam tylko tego, że o tej godzinie woda jest już lodowata. Brryy... Zmarznięta szybko wskoczyłam pod kołdrę i momentalnie zasnęłam. Rano obudziła mnie mama.
- Co ty jeszcze w łóżku! - zrzuciła ze mnie kołdrę - marsz do łazienki i to migusiem.
- Dobra, dobra już idę. Nie drzyj się tak. - powiedziałam jeszcze śpiąc.
Z trudem zgramoliłam się z łóżka, wzięłam pierwszą lepszą bluzkę i legginsy z szafy i trzymając się ściany, żeby nie wyrżnąć gdzieś, poszłam do łazienki. Doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół.
- Znowu siedziałaś po nocy na tym twoim Twitterze,  Facebooku czy czymś tam? - pytała mama, na szczęście nie była już taka zła.
- Nie, nawet nie zdążyłam laptopa włączyć. Uczyłam się na test z matmy.
Spojrzała na mnie upewniając się, że nie kłamię. Zawsze umiała wyczytać wszystko z mojej twarzy.
- Siadaj i jedz śniadanie.
Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie 7:03!
- Nie mam czasu muszę lecieć, zaraz autobus mi ucieknie. - mówiłam biegnąc do korytarza po kurtkę.
Ubrałam się w kilka sekund i trzymałam już rękę na klamce.
- Weź więcej śniadania.
- Ok.- odebrałam od niej zawiniątko, super Luis będzie miał większą wyżerkę, pomyślałam i wybiegłam z domu. Autobus na szczęście jeszcze stał. Dopiero gdy usiadłam obok mojej przyjaciółki zauważyłam, że jestem cała mokra.
- O mały włos skarbie.
- Nie skarbuj mi tu. - popatrzyłyśmy się na siebie i równocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem.
W szkole nie wydarzyło się nic specjalnego, tylko Mus i Luis założyli się o to, który z nich wyjdzie na dwór bez koszulki. Oczywiście nadal padało i robiło się coraz zimniej.
- Wygrałem! - wołał Mus.
- Chciałbyś.. nawet nie zmokłeś! - sprzeciwiał się Luis
- Dobra, podyskutujemy później. Musze iść.
- Natalia...poczekaj.
- Tak?
- To o której mam wpaść? - dogonił mnie jak zwykle uśmiechnięty chłopak.
- O 18, pasuje ci ?
- Jasne, że tak. To od czego zaczynamy naukę?
- yy.. najlepiej to od początku.
- Spoko, pożyczę podręczniki od mojej siedmioletniej siostry. - uśmiechnął się szeroko.
- Chyba nie jest ze mną aż tak źle?
Po powrocie do domu zastałam małe zamieszanie, ale to standard więc odwiesiłam kurtkę i weszłam do kuchni.
- Siemka wszystkim. - otwarłam lodówkę szukając jogurtu.
- No cześć, cześć dobrze, że już jesteś. - mówiła mama wchodząc do kuchni.
Ze smutkiem stwierdziłam iż w lodówce nie ma ani jednego jogurtu.
- Nie ma już jogurtów?
- Jak nie ma w lodówce to nie. Zjedz lepiej obiad. - była tak zakręcona, że nawet nie pytałam co ugotowała.
- Słuchaj muszę jechać z Kubą do lekarza bo znów się przeziębił. Nie wiem o której wrócę, tata też będzie późno.
- Spoko, dam sobie radę. Mus przyjdzie pomóc mi z angielskim więc nie będę sama.
- Dobra córciu ja już muszę lecieć. Zamkniesz za mną garaż? Bo naprawdę mi się śpieszy.
- Jasne, leć już. -  uśmiechnęłam się dając jej do zrozumienia, że nie ma się o co martwić.
- Ok idę. Pa . - dała mi buziaka w czoło i pobiegła po auto.
- Siema młody! Trzymaj się! - krzyknęłam do brata.
- Sema EN! - pomachał mi Kuba.
- Pamiętasz co masz powiedzieć jak lekarz będzie chciał dać ci zastrzyk?
- Że ma się wypchać. - zaśmiał się chłopak.
- Czego ty go uczysz!! - wydarła się mama, najwidoczniej wyprowadziła już auto z garażu i przyszła po mojego brata.
- Nie chce żeby się młody stresował.- chciałam ją uspokoić.
Pokiwała głową z dezaprobatą. Kuba przytulił mnie jeszcze na pożegnanie a swoje malutkie zimne łapki owinął wokół mojej szyi. Poszli. Wyszłam na dwór zamknąć garaż i bramę i szybko wróciłam, żeby się trochę ogarnąć zanim przyjdzie mój prywatny nauczyciel. Idąc na górę weszłam jeszcze do kuchni, żeby zobaczyć co tam mamuśka upichciła.
- Blleee... zupa. - nie znoszę zup. - Zostawię więcej dla taty.
Przyniosłam podręczniki do salonu. Wolałam nie wpuszczać Musa do mojego bałaganu w pokoju.
Ledwo zeszłam na dół, zadzwonił dzwonek do drzwi. Odłożyłam książki na stole i poszłam otworzyć.
- Cześć. - przywitał mnie uśmiechnięty, wysoki chłopak z zabawnymi loczkami.
- No hej Mus. Właź. - zaprosiłam chłopaka do środka.
Weszliśmy do salonu. Korepetytor usiadł na kanapie a ja w moim ulubionym fotelu.
- Możemy spokojnie się uczyć. Nikogo niema. - powiedziałam sięgając zeszyt.
Zaczęliśmy od powtarzania czasu przeszłego. Z tym nie miałam dużych problemów, przynajmniej do teraz tak myślałam.
-Ehh.. - westchnął zrezygnowany - no to jeszcze raz. Najpierw musisz...
- Ja to wszystko rozumiem. - przerwałam - ale jestem już wykończona, może mała przerwa? - zrobiłam słodką minę i oczy niczym kot ze Shreka.
- Nie patrz tak na mnie. - zaśmiał się, zasłaniając się rękami tak żeby mnie nie widzieć -  Dobrze 10 minut przerwy i ani sekundy dłużej. - zarządził
- Tak jest Panie Profesorze.
Zaśmialiśmy się oboje.
- Idę po coś do picia. Chcesz ?
- Nie dzięki. Szklanki są w szafce obok lodówki a jakiś sok powinien stać na blacie.
- Ok, poradzę sobie. - uśmiechnął się i wyszedł.
- Auuu!
-  " Poradzę sobie. "- udawałam głos chłopaka.
- Nic mi nie jest!... gdzie tu się światło świeci?... A nie dobra już mam.
Parsknęłam śmiechem. Odłożyłam książkę na stół i poprawiłam się wygodnie w fotelu. Czułam się fatalnie, głowa mnie bolała, byłam zmęczona i jeszcze mi noga ścierpła od niewygodnego siedzenia. Wstałam, żeby przesiąść się na kanapę i ją wyprostować. Usiadłszy zakręciło mi się w głowie, opadłam bezwładnie na kanapę, nawet nie czując, że jej dotykam.



Perspektywa Mus'a


Krótka przerwa dobrze nam zrobi, byliśmy już zmęczeni.
- Idę po coś do picia. Chcesz? - zaproponowałem.
- Nie dzięki. Szklanki są w szafce obok lodówki a jakiś sok powinien stać na blacie.
- Ok, poradzę sobie. - wyszedłem do kuchni.
W korytarzu było ciemno i nie widziałem gdzie idę. Ale Mus jak to Mus musiał trafić zamiast w drzwi to prościutko w ścianę.
- Auuu!
-  " Poradzę sobie. "- nabijała się ze mnie Natalia.
-  Nic mi nie jest!... gdzie tu się światło świeci?... A nie dobra już mam.
Znalazłem wreszcie kontakt i oświeciłem światło. Tak drzwi do kuchni znajdowały się dokładnie kilka centymetrów od miejsca w które trafiłem. Wszedłem do kuchni i bez problemu znalazłem i szklanki i sok pomarańczowy. Mówiła, że nie chce nic do picia ale i tak jej zaniosę. Wziąłem szklanki i wyszedłem z kuchni. Wchodząc do pokoju zauważyłem, że Natalii nie ma w fotelu.
- Gdzie jesteś? - spytałem.
Pewnie coś kombinuje, chce mnie nastraszyć albo coś.
Podszedłem do zawalonego książkami stołu, żeby postawić szklanki.  I wtedy zobaczyłem, że dziewczyna leży na kanapie. No jasne, pomyślałem pewnie udaje, że śpi, spryciula.
- Dalej śpiochu wstawaj! Uczymy się!
Nic, cisza. Pewnie nie podda się tak łatwo. Trzeba znaleźć inny sposób.
- Tak mi się wydaje, że twoi rodzice już wrócili... to ja będę spadał. 
Nadal nic. Trochę to dziwne.
Podszedłem do niej. Delikatnie szturchnąłem ją w ramię.
Nadal nic. Co jest?!
Dopiero teraz zauważyłem, że jest cała blada. Przestraszyłem się, spanikowałem! Co się z nią stało?!
- Natalia! Ej mała nie rób mi tego wstawaj.- mówiłem spanikowany choć wiedziałem, że i tak tego nie słyszy.
- Dobra stary. Tylko spokojnie. Tak jej nie pomożesz.
Starałem sobie przypomnieć pierwszą pomoc ale w tym natłoku myśli nie byłem wstanie na niczym się skupić.
Postanowiłem sprawdzić puls i... czy dziewczyna oddycha...



--------------------------------------------------------------------------------------
Wena mnie nie zawiodła ale i tak pisałam rozdział na raty bo zawsze ktoś przeszkodził. xd
Dziękuję moim kochanym komentatorkom. ;3 Jesteście wspaniałe, Dziękuję <3
Wiem, że na razie trochę mało się dzieje ale obiecuję się poprawić. ;p   

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 4 - Konkursowa szansa

W poniedziałek pod szkołą czekała na nas cała nasza paczka: Kamila, Lisa, Mus i Luis. Wszyscy byli jeszcze nie do końca obecni po sobotniej imprezie.
- Cześć wszystkim! - zawołałam gdy tylko ich zobaczyłam.
Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku wejścia wspominając całą imprezę i jej konsekwencje. Na drzwiach szkoły jak i na wszystkich ścianach wisiały kolorowe plakaty. Podeszłam do mojej szafki, na niej też był jeden z nich. Przeczytałam nagłówek  KONKURS DUETÓW MUZYCZNYCH . Brzmiało zachęcająco.
- Marg?... skarbie?
- Nie skarbuj mi tutaj.. ledwo żyję. - dziewczyna się skrzywiła i podeszła bliżej mnie - o co chodzi?
- Co to za konkurs ?
- Ten z plakatów? - upewniła się jeszcze nieobecna dziewczyna - Co roku go organizują. 2 duety z każdej szkoły biorą w nim udział... zdaje się, że są dwa etapy i jakaś mega nagroda...
- Fajnie... chętnie wzięłabym udział..ale skoro to duety ...
- No nie licz, że z tobą zaśpiewam, ja tu tylko tańczę.
Zadźwięczał dzwonek i poszłyśmy każda do swojej klasy. Wychodząc z lekcji śpiewu miałam iść od razu na lunch ale ktoś mnie zatrzymał.
- Nataliooo!
Odwróciłam się. Stała za mną nauczycielka śpiewu. Coś przeskrobałam czy jak?
- Tak proszę pani ?
- Pewnie już czytałaś o corocznym konkursie muzycznym...- zaczęła
Trudno było przegapić te wszystkie kolorowe plakaty na ścianach i szafkach.
- Tak widziałam plakaty.
- Czyli wiesz o co chodzi. Chciałabym, żebyś wzięła w nim udział. Jesteś u nas od niedawna ale jestem pewna, że dasz radę, zwłaszcza, że nie będziesz sama.
Byłam mile zaskoczona, dopiero drugi tydzień jak chodzę do tej szkoły a tu już takie propozycje.
- Chętnie wezmę w nim udział. - od razu się zgodziłam, jak zmiany to zmiany, druga taka okazja może się nie powtórzyć a w końcu przyjechałam tu spełniać marzenia.
- Bardzo się cieszę. - uśmiechnęła się nauczycielka - przyjdź po lekcjach do sali 113, będzie tam reszta uczestników, dobierzemy was w duety tak, żebyście doskonale wypadli.
- Oczywiście, że przyjdę.
Nauczycielka uśmiechnięta poszła w kierunku pokoju nauczycielskiego. Poszłam i tak już spóźniona na stołówkę. Chłopaki z nów siedzieli przy naszym stoliku a z tego co mówiły dziewczyny wcześniej nawet " cześć " sobie nie mówili. To chyba moja sprawka.
- Cześć wszystkim i smacznego, wybaczcie spóźnienie. - usiadłam ze swoją porcją miedzy Lisą a Kamilą.
- Nic nie szkodzi , wybaczamy. - uśmiechnęła się Kamila.
- Jeszcze się gubisz na korytarzach? Mówiłem ci Mus żebyś z nią chodził bo jeszcze nam zginie. - zaśmiał się Luis.
- Nie zgubiłam się.
- To co cię zatrzymało? Znów " pan podrywacz" ? - dopytywał Luis.
- Nawet mi o nim nie przypominaj. Tym razem nie on.
- No to mów co jest, bo widzę, że coś się stało.- ponaglała Marg, najwidoczniej doszła do siebie.
- Pani Simsons zaproponowała mi udział w tym konkursie duetów. - pochwaliłam się uśmiechając.
- Nooo ! To gratulacje mała! - krzyczeli chłopcy.
- Zamknijcie się.- skarciłam ich. - Dzięki ale nie wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- I tak się dowiedzą. Jejku jak ja jestem z ciebie dumna. - uściskała mnie Liss.
- Dziękuję kochana, na razie nie ma z czego.
Zaraz po ostatniej lekcji pożegnałam się z przyjaciółmi. Życzyli mi powodzenia, uściskali i pobiegli żeby nie spóźnić się na autobus. Po drodze do klasy odwiedziłam jeszcze moją szafkę, żeby zostawić zbędne podręczniki, przydatne te szafki szkoda, że w poprzedniej szkole takich nie było. Byłam bardzo podekscytowana tym konkursem, napisałam jeszcze szybko SMS-a do mamy, że będę trochę później i weszłam do sali. Były tam już dwie dziewczyny, jedna z nich chodzi ze mną na zajęcia z gitary na imię ma chyba Lucy. Drugiej jeszcze nigdy nie widziałam. Ma krótko ścięte czarne włosy i pełno kolczyków. Ubrana była w czerwoną koszulę w kratę i jeansy oraz czerwone trampki. Nauczycielka też już była.
- Dzień dobry.
- Och witaj, witaj. Czekamy jeszcze na jedną osobę. Siadaj.
Już się bałam, że przyszłam ostatnia, usiadłam za nieznajomą dziewczyną, żeby móc lepiej przyjrzeć się jej kolczykom. Nic na to nie poradzę, fascynuje mnie piercing. Dziewczyna ma 7 kolczyków na lewym uchu i 4 na drugim oraz niewielkich rozmiarów tunel. Nawet mi się to spodobało ale sama nie zdecydowałabym się na tyle mam swoje 6 i na razie mi wystarczy. Nauczycielka już się trochę niecierpliwiła i chodziła od jednego końca sali na drugi. Ja nadal przyglądałam się moim sąsiadką, ciekawe czy, z którąś z nich będę śpiewać, może z Lucy albo z jej czarnowłosą koleżanka z kolczykami? Moje rozmyślania przerwały gwałtownie otwierające się drzwi. Wpadł przez nie zdyszany chłopak.
- Prze...przepraszam za spóźnienie.. ja...- zipał zdyszany.
- Siadaj, zaczynamy.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć kim był spóźnialski i od razu tego pożałowałam.... Czy ja naprawdę muszę mieć do niego aż takiego pecha?
Usiadł koło mnie.
- Ty też tutaj? - zapytał zdziwiony.
- To chyba ja powinnam zadać to pytanie.
- No daj spokój. - uśmiechnął się - przecież wiesz, że nie robię tego specjalnie.
- Nathan...- nauczycielka nie dała mi dokończyć.
- Porozmawiacie później, teraz zajmiemy się śpiewaniem!
Dziewczyny siedzące przed nami spojrzały się na nas i zaczęły coś do siebie szeptać. Zignorowałam je tak jak i mojego sąsiada i skupiłam się na tym co mówi nauczycielka.
- ... musimy was doprać w pary ale żeby to zrobić musicie zaśpiewać każdy z każdym żebyśmy wiedzieli jakie duety będą najlepsze... - tłumaczyła pani Simpsons.
Świetnie jeszcze będę musiała z nim śpiewać! No cóż tylko jeden raz, jakoś przeżyje.
- ...zapraszam pierwsza parę... może dziewczęta z przodu ?
Koleżanki wstały i poszły na podest taką "mini scenę". Zaśpiewały piosenkę Pink Try. Nieźle im poszło, następna byłam ja i Lucy. Nie wyszło nam to wspaniale, nasze głosy do siebie w ogóle nie pasują i ten duet od razu odpadł. Choć miałyśmy dość łatwa piosenkę Call Me Maybe. Kolejny duet Nathan'a z Miley ( dziewczyna od kolczyków ). Wszyscy już razem zaśpiewali i przyszła kolej na mnie i mojego... kolegę...
- No to chodźmy - zaprosił mnie gestem na scenę.
Ciężko westchnęłam i poszłam. Mieliśmy zaśpiewać piosenkę Within Temptation - Utopia. Gorzej być nie mogło! Starałam się nie myśleć kto stoi obok mnie na scenie i zaczęłam śpiewać. Poczułam się cudownie, jak zawsze kiedy śpiewałam. Zapomniałam o całym świecie i otaczających mnie ludziach. Skupiłam całą moją uwagę na muzyce. Kiedy Nathan zaczął swoją zwrotkę byłam pod wielkim wrażeniem jego głosu, nigdy jeszcze nie słyszałam jak śpiewał. To było dziwne ale poczułam, że to właśnie z nim chcę śpiewać. Ale gdy zeszliśmy ze sceny od razu wróciła moja niechęć do chłopaka.
- Nooo..- powiedział chłopak kiedy już usiedliśmy.
- Co? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Nie dość, że śliczna to ma jeszcze cudowny głos. - uśmiechnął się łobuzersko, nie znosiłam tego uśmiechu.
- Daj mi już spokój. - warknęłam.
Przez dłuższą chwilę mierzyłam go wzrokiem, a uśmiech z jego twarzy nadal nie znikał.
- Wydaje mi się, że wszystko już jasne i teraz możemy już was dobrać w duety. - mówiła podekscytowana nauczycielka.
Byłam lekko zdenerwowana i zniecierpliwiona chciałam już wiedzieć z kim zaśpiewam na konkursie.
- No więc tak pierwszy duet to: Miley i Lucy a drugi Natalia i Nathan.
Wybałuszyłam oczy i otwarłam szeroko usta. Nathan uśmiechał się od ucha do ucha a nasze sąsiadki cieszyły się i przytulały ze szczęścia. Mój entuzjazm i zadowolenie prysnęły jak bańka mydlana a na ich miejscu pojawiła się złość i niedowierzanie.
- Mam nadzieję, że wszyscy się z tym zgadzają.
- Tak! - zawołali chórem, ja tylko pokiwałam głową nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nauczycielka przydzieliła nam piosenki i mogliśmy iść do domu. Dostaliśmy piosenkę Just Give Me a Reason. Piosenka o miłości...świetnie!
- Nie wiem jak ty ale ja się cieszę. - chłopak kroczył obok mnie.
- Tak bardzo. -  powiedziałam z ironią.
- Oj weź się nie obrażaj. Masz naprawdę świetny głos, razem mamy duże szanse w tym konkursie.- przekonywał mnie.
Milczałam.
Nie zrezygnuje z konkursu przez jakiegoś palanta a już zwłaszcza przez niego! O nie! Jakoś to przeżyję, do konkursu pozostał miesiąc a próby mamy mieć co drugi dzień, jakoś wytrzymam jego obecność.
- Przejdzie ci. - powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
Jakby było mało mojego nieszczęścia to jeszcze wracaliśmy tym samym autobusem do domu. Oczywiście usiadł obok mnie.
- Teraz będziemy mieli więcej okazji żeby pogadać. Może się do mnie przekonasz ? -  dalej się uśmiechał co jeszcze bardziej mnie denerwowało. W sumie to miał rację, nawet nie wiedziałam czemu go tak bardzo nie lubię, był tylko zbyt nachalny i irytujący... Tak to pewnie temu -_-.
- Może...
Za dużo emocji jak na jeden dzień. Byłam jednocześnie szczęśliwa i zła z powodu tego konkursu. Kiedy wróciłam do domu od razu wzięłam słuchawki włączyłam piosenkę Eminem'a Lose Yourself . W połowie tego utworu zasnęłam z nadzieją, że jutro będzie lepiej i wszystko się ułoży.

-------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział miał być już wczoraj ale laptop odmówił posłuszeństwa. Na szczęście dzisiaj udało mi się go dodać. :D Mam nadzieję, że podoba wam się moje opowiadanie.

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 3 - Niespodziewana Niespodzianka...

- Mamooo! wróciłam !
Zawołałam wchodząc do domu. Ściągnęłam przemoczone buty i kurtkę. Niestety jesieni nie polubiłam nawet w tym cudownym miejscu.
- Jestem w kuchni! - zawołała mama.
Nie zdziwiło mnie to, zawsze tam była kiedy wracałam ze szkoły i przygotowywała obiad. U progu kuchni przywitała mnie smakowita mieszanka zapachów.
- Co tam pichcisz na obiad ?
- Obiad już gotowy. - odłożyła nóż i wrzuciła coś na patelnię - jak chcesz to sobie nałóż, ja jestem zajęta.
To było trochę dziwne, krzątała się nie zwracając na mnie uwagi.
- Skoro obiad gotowy to co teraz gotujesz?
- Będziemy mieć gości wieczorem, więc robię pulpety w sosie.
- Mniam pychotka. - ucieszyłam się, uwielbiałam to danie, nie byłam głodna ale zaczęłam myszkować po garnkach - a kto przyjdzie? - spróbowałam sosu.
- Nasi znajomi, wiesz ci, którzy pomogli nam znaleźć dom.- próbowałam sobie przypomnieć ale jakoś ich nie kojarzyłam -  Pamiętasz tego pana, który nas przywiózł z lotniska?
- Tak jego kojarzę.
- No to właśnie on i jego żona nam pomogli. Ten pan pracuje z tatą, to bardzo miła rodzina. Mają dwójkę dzieci są mniej więcej w twoim wieku...
- O to fajnie. - jakoś mnie specjalnie nie cieszyła ta wizyta - do tego sosu dodałabym jeszcze trochę pieprzu i..
- Dziecko, dopiero zaczęłam, jeszcze w ogóle go nie przyprawiałam. - pokręciła głową.- Idź lepiej się przebrać. Przyjdą o 18:00.
- Ok,ok już mnie nie ma.
Zabrałam plecak i poszłam na górę, nawet nie zdążyłam jej powiedzieć, że Mus będzie mnie uczył języka i że jutro chcę iść na imprezę. No cóż pogadamy później. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć za sobą drzwi a usłyszałam:
- Tylko posprzątaj pokój! Nie chcę się za siebie wstydzić!
- Mam porządek jeszcze się nie zdążyłam dobrze rozpakować! - zawołałam.
- Przyjdę sprawdzić!
Nie pozostawało mi nic innego jak zabrać się do roboty. Najchętniej wcale bym dziś nie schodziła na dół ale jak mają przyjść jakieś dzieciaki to ktoś musi się nimi zająć. Ogarnęłam się i nawet trochę pokoju. Miałam jeszcze trochę czasu więc usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Nie zdążyłam się nawet zalogować na twitterze a już dzwonił dzwonek do drzwi.
- Super przyszli.
Wyłączyłam komputer, zgramoliłam się z łóżka i poszłam na dół.
- Och witaj.
- No wejdźcie. - mama zapraszała gości do środka.
Stanęłam przy schodach i zaczęłam grać rolę grzecznej córeczki z nienagannymi manierami. W korytarzu obok mamy stała wysoka brunetka i właśnie ściągała czarny płaszcz, nie należała do najszczuplejszych ale miała bardzo sympatyczny wyraz twarzy. Za nią stał niższy od niej siwy mężczyzna znacznie chudszy od kobiety. Znałam go to ten, który nas przywiózł.
- Dobry wieczór. - przywitałam ich z udawaną grzecznością.
- Dobry wieczór kochana. - uśmiechnęła się kobieta. - Ty pewnie jesteś Natalia, ale z ciebie panna, podobna do mamy.
Tutaj najwidoczniej ludzie też się tak witali, poczułam się jak na rodzinnym przyjęciu. Humor wcale mi się nie poprawił wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej chciałam aby ten nieszczęsny wieczór się skończył. Ale to nie koniec niespodzianek. Do korytarza weszła szczupła, drobna dziewczyna z blond lokowanymi włosami. Na oko 2 -3 lata młodsza ode mnie. Ktoś trzasnął drzwiami zamykając je.
- Przepraszam, chyba trochę za mocno trzasnąłem. - usłyszałam znajomy głos i aż mnie ciarki przeszły i jednocześnie zrobiło mi się gorąco.
- Synku. - skarcił go mężczyzna.
- To nasze dzieci - wskazała ręką kobieta na rodzeństwo - Jess i Nathan - aż mnie zmroziło, dopiero teraz spojrzałam na chłopaka, wcześniej nie miałam na to odwagi myślałam, że chłopak ma do niego podobny głos. Ale się pomyliłam... w moim korytarzu stał nie kto inny jak Nathan Sykes...
Wybałuszyłam oczy a on się szeroko uśmiechnął.
- Cześć Natalia. - pomachał do mnie ręką.
- Cz..cześć. -  nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.
Dlaczego on? Czy ja muszę mieć aż takiego pecha?
Mama zaprosiła wszystkich do salonu i wyszła do kuchni po jedzenie, poszłam za nią.
- Weź ten półmisek i postaw na stole.
- Dobra.
- Coś nie tak? Czemu masz taką minę?
- Wszystko w porządku...
- Na pewno?
- Tak.
Wyszłam do salonu. Postawiłam półmisek na stole i usiadłam na pierwszym wolnym krześle.
- Kasiu, wiesz że nasze dzieci chodzą razem do szkoły? - pani Sykes zwróciła się do mojej mamy.
- Naprawdę? To świetnie. -  uśmiechnęła się i usiadła.
Kolacja minęła na pogaduszkach naszych rodziców i gadaniu mojego młodszego brata, który wszystkich rozśmieszał.
Siedziałam i mieszałam widelcem w talerzu, apetyt całkowicie mnie opuścił. Chciałam już iść do pokoju i położyć się spać.
- Natalko, zaprowadź Jess i jej brata do swojego pokoju. Szkoda, że znów pada bo moglibyście iść na dwór. - powiedziała moja mama z przesadzoną grzecznością.
- Jasne. - wstałam od stołu a rodzeństwo poszło w moje ślady.
Otwarłam drzwi do pokoju i zaprosiłam ich do środka.
- Usiądźcie.
- Ochh ale śliczny pokój. - westchnęła Jess.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- No, no. Myślałem, że będę się nudzić a tu proszę moja koleżanka ze szkoły. Wiedziałaś, że się dziś spotkamy ? - Nathan był w jak najlepszym humorze.
- Nie, nie wiedziałam.
- No cóż to chyba dobra okazja żeby lepiej się poznać...
- Chyba wystarczająco dobrze się znamy.
Chłopak nie odpowiedział tylko rozejrzał się po pokoju. Zatrzymał wzrok na mojej gitarze.
- Grasz?
- Tak. - zaskoczyła mnie tym pytaniem.
- Ja gram na fortepianie.
- Ja też. - wtrąciła, ciągle uśmiechnięta Jess.
- W szkole z przedmiotów artystycznych wybrałem : fortepian i śpiew. A Ty?
- Śpiew, gitarę i pisanie tekstów.
Zdziwił mnie tą rozmową ale wolałam to niż nasze poprzednie dialogi. Resztę wieczoru rozmawialiśmy głównie o muzyce. Wydał mi się bardzo miły i widać było, że kocha muzykę tak jak ja i nie przez przypadek wybrał szkołę artystyczną. Kiedy wyszli pomogłam mamie posprzątać i od razu poszłam spać.
Rano spytałam mamy czy mogę iść na tą imprezę, o dziwo się zgodziła. Marg przyszła do mnie jakieś 2 godziny przed imprezą i zaczęłyśmy się szykować. W Polsce nie często bywałam na imprezach, u nas nie miał kto ich organizować ale moja koleżanka zapewniła mnie, że tutaj z pewnością się to zmieni. Po jakiejś godzinie byłyśmy gotowe.
Nie lubię sukienek ani spódniczek więc wybrałam jeansy i luźną koszulkę.

 Po drodze spotkałyśmy Lisę i Kamilę.
- To ten dom. - Marg wskazała budynek, z którego dochodziła głośna muzyka.
- Nie trudno się było domyślić. - zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do środka.
Wewnątrz było już pełno ludzi, większość wyglądała na dużo starszych od nas ale bez trudu znalazłyśmy właścicielkę.
- Cześć Lauren! - przywitałyśmy się mega przytulaskiem.
- Hej dziewczyny, cieszę się, że jesteście.
Zaraz poszłyśmy tańczyć, leciały nowe imprezowe kawałki przy, których świetnie się tańczyło. Zmęczone tańcem poszłyśmy usiąść i odpocząć.
- Nooo tu są nasze Panie! - zawołał Mus.
- Siadajcie chłopaki - zaprosiła Kamila.
- Może jakieś drinki? - zaproponował Luis.
- No pewnie! - krzyknęłyśmy chórem, chłopcy uśmiechnęli się i poszli.
Wszyscy świetnie się bawili. Kilku przsytojniaków zaproponowało nam taniec ale nasi ochroniarze odmówili za nas.
- Ej no! Co wy wyprawiacie?  Takie ciacho chciało ze mną zatańczyć a wy co? - oburzyła się Lisa.
- Musimy o was dbać. - powiedział z poważną miną, lekko wstawiony Lusi.
- Poza tym macie tu dwa mega ciacha. - wyszczerzył się w uśmiechu Mus.
- Chyba herbatniki. - powiedziałam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. W końcu nasze  " herbatniki " zaprosiły nas do tańca. Jak na pijanego to Mus całkiem nieźle tańczył. Ja to na trzeźwo nie umiem a teraz to nawet nie chciałam siebie widzieć.
Kiedy usiedliśmy na naszej kanapie zauważyłam, że na przeciwko, tyłem do nas stoi jakiś przystojniak. Przyjrzałam mu się uważnie.
- Ale on sexy wygląda. - powiedziała ledwo przytomna Kamila.
- Noo... - przytaknęłam.
Nagle chłopak się odwrócił, a ja nie wierzyłam w to co widzę.Czy on musi być już tylko wszędzie?! Zaśmiał się widząc moją minę.
- Znów się spotykamy. - wyszczerzył się i usiadł obok mnie.
- No nie.. - jęknęłam - czy ty mnie śledzisz, Sykes?
- Nie muszę i tak zawsze się spotykamy. Na tą imprezę przyszło chyba pół szkoły więc czego ty się spodziewałaś? Że opuszczę taką okazję? -  spojrzał na mnie pytająco nadal się uśmiechając.
- Okazję, na co?
- Na poderwanie jakiejś super laski.
Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwiał. Wczoraj normalnie rozmawialiśmy a dziś znów włączył mu się podrywacz.
- To idź je podrywać z dala ode mnie.
- Chcesz zatańczyć ? - zapytał udając, że nie słyszał tego co powiedziałam.
- Nie dzięki.
- Szkoda... może później ?
- Może...
Wreszcie poszedł i dał mi spokój, a ja resztę wieczoru modliłam się, żeby go więcej nie spotkać. Dziewczyny wyciągnęły mnie do tańca, wszyscy tańczyli więc było mało miejsca. Marg rozejrzała się dookoła i wskoczyła na stół.
- No co będziecie tak stać czy idziecie tańczyć ?
Nie pozostawało nam nic innego jak pójść w jej ślady. Nie tańczyło się gorzej niż na podłodze ale trzeba było uważać żeby nie spaść.
Obudziłam się w nieznanym  mi pokoju z okropnym bólem głowy, który nie pozwalał mi wstać. Rozejrzałam się po pokoju, obok mnie spała Marg i Lisa. Poczułam się pewniej. Po jakimś czasie udało mi się wstać, dziewczyny się obudziły i zeszłyśmy na dół. Pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Lauren czekała na nas w kuchni.
- Hej dziewczynki. Jak tam, żyjecie ?
- Nie jest źle, tylko łeb mi pęka.- pożaliłam się siadając na blacie obok Musa.
- Hehe. Co w Polsce nie robią takich imprez? - zaśmiał się chłopak.
- Nie. - położyłam mu obolałą głowę na ramieniu.
- Masz napij się przejdzie ci. - podał mi kubek z przezroczystym napojem, nawet nie pytałam co to uwierzyłam na słowo, że mi pomoże.
Po jakiejś godzinie doszliśmy do siebie i pomogliśmy Lauren ogarnąć dom. Nie było aż takiego strasznego bałaganu ale musiałam jeszcze trochę odczekać zanim wrócę do domu, żeby mama nie domyśliła się co wyprawiałam w nocy.


----------------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.  Niedługo dodam kolejny. Nathan jak na razie nie daje spokoju Natalii a ona nie potrafi rozszyfrować chłopaka. Wkrótce się okaże jakie relacje będą ich łączyć. 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 2 - Nowe życie

Bałam się o to jak odnajdę się w nowej szkole, szczerze mówiąc to nie było czego. Chodzę do niej już tydzień i z każdym dniem chętniej do niej idę. Z Marg spotykam się już na przystanku a pod szkołą czekają Kamila i Lisa. Każdą przerwę spędzam z nimi lub z Musem i jego przyjacielem, Luisem. Nigdy nie zostawiają mnie samej, Mus twierdzi, że taka drobna osoba jak ja może zginąć w tej szkole. Lekcje są o wiele ciekawsze niż w mojej poprzedniej szkole. Są tylko dwa minusy przyjazdu tutaj, nadal mam problem z językiem i nie mogę znaleźć dobrego korepetytora oraz to, że mój " podrywacz- prześladowca " nadal się nie odczepił. Przed geografia poszłam do szafki po podręczniki a tam stał już Nathan, tym razem był sam.
- Witaj. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Cześć. - odpowiedziałam nawet na niego nie zerkając.
- Czemu jesteś taka zła?
-  No nie wiem.. może temu, że jakiś natrętny koleś przyczepił się do mnie i od tygodnia nie daje mi spokoju?- rzuciłam ironicznie.
- Hymm... no masz rację tacy są najgorsi. - udawał, że nie wie o kogo chodzi - to ten w tych loczkach, tak? Widzę, że ciągle za tobą łazi.
Westchnęłam z rezygnacją.
- Ten " w loczkach " to mój kumpel ! Chodziło mi raczej o takiego co nie rozstaje się ze swoim kumplem i śmieszna czapeczką. - trzasnęłam drzwiczkami szafki i poszłam w stronę klasy, w której miałam mieć następną lekcję. I tak ciągle, gdy tylko mnie zobaczył albo się gapił i głupio uśmiechał albo gadał coś głupiego. Na szczęście miałam swoją paczkę jeżeli tak mogłam ich nazywać po tygodniu znajomości.
Na stołówce odnalazłam stolik dziewczyn, zdziwiło mnie to, że siedzieli przy nim Mus i Luis. Nigdy nie siadali z nami. Zajęłam ostatnie wolne miejsce.
- Co ty taka wkurzona ? - spytał Mus, wzrok wszystkich siedzących przy stoliku spoczął na mnie.
Poczułam się niekomfortowo. Spuściłam wzrok.
- Nic takiego. - odparłam i zajęłam się moja porcją obiadu.
- No przecież od razu widać, że coś jest nie tak. - nalegała Kamila
Zastanowiłam się chwilę... w końcu się pożaliłam.
- Nie dość, że dostałam 2 z angielskiego to jeszcze pan Sykes się nie chce ode mnie odczepić.
Zasypali mnie gradem pytań.
- Jeszcze się nie odczepił ?
- Znów on ?
- Z czego to 2, sprawdzian ?
- Co tak słabo kujonie, nie uczyłaś się ?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć na wszystkie, zaczęłam im to powoli wyjaśniać. Zajęło mi to całą przerwę na lunch. Później poszliśmy z Musem i Lisą na fizykę.
- Natalia.
- Tak, Mus?
- Mówiłaś, że masz problemy z językiem... mógłbym ci pomóc. Po co masz chodzić na korki ... - zaproponował chłopak
- Ja bym skorzystała. To bardzo dobry pomysł. - powiedziała zaciekawiona Lis.
- Hymm... - zastanowiłam się nad propozycją chłopaka - w sumie to czemu nie?
- To świetnie! - ucieszył się.
 Weszliśmy do klasy. Jak się okazało Nath też miał z nami ta lekcję. Od razu zepsuł mi się humor co było dziwne nic nie mówił, nawet się nie gapił. Do domu wracałam jak zwykle z Marg.
- Jutro jest impreza u mojej znajomej. Pójdziesz za mną?
- A jestem zaproszona?
- Każdy może zabrać kogoś ze sobą, Kamila, Lis i Mus z Luisem też wpadną. - zachęcała mnie dziewczyna.
- Skoro tak to przyjdę.
Ucieszyłam się, że nie spędzę pierwszego weekendu w Londynie samotnie przed komputerem. Pozostawał tylko tradycyjny problem " co założyć ? ". Ale nie przejmowałam się tym. Cieszyłam się, że dziś mogę sobie odpocząć i rozpakować resztę rzeczy. Nie przewidziałam tylko, że moja mama miała jeszcze plany na dziś wieczór, o których zapomniała mnie poinformować...