sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 7 - A kto powiedział, że będzie łatwo?

Siedziałam tak jakiś czas, łzy nadal cisnęły mi się do oczu. Usiadłam tak żeby móc oprzeć głowę na kolanach i opleść je rękoma. Rozejrzałam się po korytarzu. Twarze przyjaciół wyrażały różne emocje, na twarzy Luisa malowało się niedowierzanie, Magr jeszcze chyba nie przyjęła do wiadomości tego co się dzieje, w oczach Kamili było widać przerażenie i  smutek. Jego mama tak jak ja i siedząca obok mnie Lisa płakałyśmy. Siedzieliśmy przed sala operacyjną nic nie mówiąc, tylko Lisa przytuliła się do mnie i trzymała mnie mocno za rękę.
W końcu drzwi od sali otworzyły się szeroko i wyszło kilku lekarzy. Wszyscy poruszyliśmy się, mama Musa podeszła do lekarzy aby się wszystkiego dowiedzieć. Jeden z nich średniego wzrostu, siwy, chyba był głównym lekarzem prowadzącym operację, omiótł nasz wszystkich wzrokiem zdegustowany naszą obecnością.
- Co z nim? Co z moim synem? - pytała, przerażona.
- Operacja się powiodła. - wszystkim nam ulżyło. - ale było bardzo poważnie, syn teraz musi odpocząć, pielęgniarka powiadomi Panią kiedy będzie można wejść do niego. - ponownie spojrzał na naszą grupkę. - ale nie wszyscy na raz. - powiedział i poszedł za pozostałymi lekarzami.
Wszyscy nadal się martwili ale atmosfera nie była już taka napięta. Lisa zarzuciła mi ręce na szyję a ja mocno ja do siebie przytuliłam.
- Tak właściwie to co się stało? - zapytał Luis.
Kobieta ciężko westchnęła, usiadła na krześle i popatrzyła po kolei na nas wszystkich.
- Musieliśmy pilnie wyjechać do dziadków Musa - zaczęła - potrzebowali pomocy ponieważ ich mieszkanie zostało zalane. To dlatego Mus nie przyszedł do ciebie Natalio. - zwróciła się do mnie - Dojechaliśmy na miejsce, Mus i jego tata musieli pojechać kupić kilka niezbędnych rzeczy. I wtedy ... - kobieta urwała, łzy ponownie spłynęły jej po policzku - mieli wypadek... jakiś rozpędzony samochód wyprzedzał kogoś, jechał prosto na nich.... na szczęście mój mąż  w porę skręcił na pobocze ale tam ... wjechał prosto w stojące przy drodze drzewo.. - tłumaczyła łamiącym się głosem, rozpłakała się na dobre, siedząca obok niej Kamila przytuliła ją.
Siedzieliśmy w osłupieniu kilka minut.
- Co się stało Pani mężowi? - Marg niepewnie zadała to pytanie kiedy kobieta uspokoiła się.
- Jest w podobnym stanie co Mus. Tylko, że przeszedł operację przed nim.
Po jakiejś godzinie przyszła pielęgniarka. Oznajmiła, że można już odwiedzić chłopaka, ale jeszcze się nie wybudził.
- Tylko 3 osoby na więcej nie mogę się zgodzić.
Popatrzyliśmy znacznie na siebie. Każdy chciał do niego iść ale jednocześnie nie chcieliśmy wybierać między sobą.
- Niech idzie Luis. - zaproponowała Kamil -  są przecież najlepszymi przyjaciółmi.
Luis spojrzał na nas niezdecydowany, zachęciłam go skinieniem głowy. Dziewczyny postanowiły pozwolić mi iść z Luisem.
Gdy wchodziliśmy do środka byłam strasznie spięta, bałam się w jakim stanie zobaczę mojego przyjaciela. Podeszliśmy do jego łóżka, pani mama usiadła na jedynym krzesełku bok łóżka. My staliśmy obok.
Mus leżał przypięty do miliona kabelków które natomiast łączyły się z jakimś pikającym urządzeniem z migającymi światełkami. Chłopka miał zamknięte oczy a jago loki leżały w nie ładzie na białej cienkiej poduszce. Miał plaster na skroni i w okolicy wargi oraz wielkiego fioletowego siniaka na lewym poliku. Mimo togo jego ustach był widoczny delikatny uśmiech. Łzy cisnęły mi się od oczu ale nie chciałam teraz płakać, chłopak mógł obudzić się w każdej chwili. Dopiero teraz poczułam, że trzymam Luisa za rękę. Rozluźniłam moje palce, chłopak był równie oszołomiony co ja, zauważył co robię i też rozluźnił swoje palce. Staliśmy tak kilka minut.
- Dzieci. - odezwała się smutnym głosem mama Musa - Wracajcie do domu rodzice z pewnością się o was martwią... - urwała -  ja tu jeszcze zostanę. Poinformuje was jak się obudzi, będziecie mogli do niego przyjść.
- Dobrze - odezwałam się.
- Do widzenia .- powiedział mój towarzysz kiedy staliśmy już przy drzwiach.
- Zaczekajcie. Dziękuję wam, że przyszliście tu dzisiaj... Mus z pewnością się ucieszy. Prawdziwi z was przyjaciele. Podziękujcie dziewczynką ode mnie... nie chcę go teraz zostawiać. - mówiła trzymając syna za rękę i patrząc z troską w jego zamknięte oczy.

 Długo nie mogłam zasnąć, a jak mi się już to udało to ciągle śniła mi się mój przyjaciel. Rano zebrałam się z trudem do szkoły, ciągle myśląc o Musie. Czy już się wybudził? Co dalej z nim będzie? Miałam dziesiątki pytań i żadnych odpowiedzi...
 Po pierwszej lekcji,  na której cholernie brakowało mi Musa w sąsiedniej ławce ;/ poszłam do szafki po nuty. Zamknęłam drzwiczki a o szafkę obok opierał się Nath z promiennym i jednocześnie denerwującym uśmiechem.
- Jak tam mała? - przywitał się.
Zmierzyłam go wzrokiem. Nie chciałam być już dla niego niemiła bo zmienił się w stosunku do mnie nie jest już taki natarczywy.
- Gorzej niż wczoraj.
- Nie znalazł się? -  chyba był lekko zaskoczony ale u niego nigdy nie wiadomo czy mówi serio czy to tylko sarkazm.
- Znalazł...
- Więc w czym problem? - teraz serio był zdziwiony.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, żeby na niego znów niepotrzebnie nie nakrzyczeć.
- Jest w szpitalu...
Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- A ..ale jak to .. w szpitalu?
Łzy cisnęły mi się do oczu ale nie mogłam teraz zacząć płakać.
- Miał wypadek... - wszystko co przeżyłam wczorajszego wieczora wróciło do mnie i mimowolnie pierwsza łza spłynęła po moim poliku a później kolejna i... jeszcze jedna.
Chłopak nic nie mówiąc po prostu mnie przytulił. Nie wiem jak długo tak staliśmy ale przestałam płakać. Jego pomarańczowa bluza miała delikatną słodkawą woń, bardzo przyjemny zapach. *.* Dotarło do mnie, że ten chłopak ma jakieś tam uczucia. Zauważyłam już to na scenie ale dopiero teraz zrozumiałam, że nie jest taki za jakiego miałam go na początku. Uwolniłam się z jego ramion.
- Dzięki Nath. - nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Idziemy na lekcję?
- Tak. - odpowiedziałam, wycierając oczy chusteczką, dobrze że dziś nie miałam głowy do malowania oczu.
Chłopak zdjął torbę z mojego ramienia.
- Poniosę. - uśmiechnął się ale już nie tak irytująco jak wcześniej.
Zamartwiałam się stanem Musa aż do przerwy obiadowej. Lisa przybiegła do mnie i bez słowa pociągnęła mnie za rękaw do naszego stolika.
- No Marg mów. -  mówiła z nieukrywaną ulgą.
- Dzwoniła do mnie mama Musa... Wybudził się. - uśmiechnęła się szeroko.
Musiałam usiąść. Minęła chwila za nim dotarła do mnie informacja.
- Boże jak ja się cieszę! -zawołałam.
Miałam ochotę jak najszybciej się z nim zobaczyć. Ale mój entuzjazm zgasł kiedy przypomniało mi się, że dzisiaj mam próbę.

- Pozdrówcie go ode mnie i powiedzcie, że jutro na pewno wpadnę. - mówiłam żegnając się z przyjaciółmi przed próbą.
- Na pewno, skarbie. - przytuliła mnie Lisa.

 Na drugi dzień zaraz po lekcjach udałam się do szpitala razem z Liss nadal nie mogliśmy wszyscy do niego wpaść. Przed salą, w której leżał chłopak spotkałyśmy jego mamę. Wyglądała o wiele lepiej niż ostatnim razem kiedy ją widziałam, nie płakała ale w jej oczach nadal krył się smutek. Powiedziała, że Mus na nas czeka i weszłyśmy do środka. Poczułam się jak ostatnim razem, ale byłam trochę spokojniejsza.
- Aleksander... - pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś z wyjątkiem nauczycieli zwracał się do niego po imieniu.
Chłopak odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął się.
- Cześć dziewczynki.
Usiadłyśmy obok łóżka chłopaka.
- Pomyślałam, że pewnie karmią cię tu zmiksowanym żarciem bez smaku więc przyniosłam to... - wyciągnęłam z torby dużą paczkę żelek. Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Moje ulubione.! Jejku Miśka kochana jesteś! - chciał mnie przytulić ale masa kabelków mu to uniemożliwiła.
- Nie myśl tylko, że wszystko jest dla Ciebie. - powiedziała Lisa i zabrała się za otwieranie paczki.
Długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, obie starałyśmy unikać tematu wypadku. Mus najwyraźniej też nie chciał o tym gadać.
- Kto cię teraz mała pilnuje w szkole, żebyś...- urwał, przypomniało mu się, że nikt nie wie o tym, że zemdlałam - ... się nie zgubiła w szkole. -  dokończył.
Lisa spojrzała na nas domyślając się, że coś ukrywamy. Zauważyłam, że trzyma chłopaka za rękę.
- Nie potrzebuje już przewodnika po szkole, chodzę do niej już ponad miesiąc. - jak to szybko minęło, nawet nie zauważyłam, że to już połowa listopada.
- Tak właściwie to czemu nie przyszłaś do nas we wrześniu tylko dopiero w październiku? - zapytała nagle Lisa.
Faktycznie nigdy o tym nie rozmawialiśmy bo uznałam to za mało ważny temat.
- Mieliśmy przeprowadzić się już w połowie wakacji ale mieliśmy małe problemy ze sprzedażą starego domu i wszystko się opóźniło. - wyjaśniłam.
- Aha. A jak tam przygotowania do konkursu? To już niedługo prawda?
- Tak to już za 2 tygodnie. Nieźle nam idzie, nawet zaczęłam dogadywać się z Nathanem. - chłopak zdziwił się a w jego ciemnych jak węgiel oczach dostrzegłam troskę i obawę.
- Dogadywać to za mało powiedziane. - poprawiła moja przyjaciółka - Łazi za nią krok w krok!
- Nie przesadzaj. - zgromiłam ją wzrokiem - przynajmniej nie próbuje mnie już podrywać. Jest naprawdę inny niż się wydaje.
- Kiedyś był zupełnie inny ale teraz facet przechodzi samego siebie. - skomentował lekko spięty Mus.
- Co to znaczy " kiedyś był zupełnie inny" ? - zaciekawiło mnie to.
Oboje spojrzeli po sobie, chyba zapowiada się na dłuższą opowieść.
- Przed wakacjami  rozstał się ze swoją dziewczyną Kate. - zaczęła Liss - Był w nią zapatrzony jak w obrazek nie odstępował jej na krok. Byli ze sobą kilka miesięcy, rozstali się tak nagle i nikt nie wiedział czemu...
 Przypomniało mi się, że siostra Nathana, Jessica wspominała mi kiedyś o jego byłej i że to przez nią się tak strasznie zmienił.
 - Zanim ją poznał był " grzecznym dzieciakiem " cały wolny czas poświęcał muzyce. A kiedy się rozstali.. zaczął imprezować i łamać serca dziewczyną. Zostawił kumpli i zaprzyjaźnił się z największymi imprezowiczami. - dodał Mus.
- Kurcze... musiało się coś poważnego między nimi wydarzyć.
- Prawdy dowiesz się tylko od niego.
- Tak... chyba tak
 Siedziałyśmy tak długo, że pielęgniarka musiała nas wyprosić. Pożegnałyśmy się z przyjacielem i obiecałyśmy, że wpadniemy niedługo.

 Nie byłam już taka zmartwiona jak wcześniej co nie oznacza, że całkiem przestałam się o niego martwić. Czekałam tylko aż znów będę mogła się z nim zobaczyć najlepiej w szkole... Niestety musiałam też ćwiczyć bo termin konkursu zbliżał się wielkimi krokami.


---------------------------------------------------------------------------
Dostaję od Was coraz więcej pozytywnych komentarzy. Cieszę się, że moje opowiadanie Wam się podoba. ;3
Kurczę mam już 6 obserwatorów, Dziękuję. <3
Wkrótce dodam nowy rozdział ale muszę jeszcze przeprosić się z moją weną bo chyba ostatnio się na mnie obraziła. ; ) xx

3 komentarze:

  1. O rany Nathan jak piesek... fajnie :)
    I to fajnie ze z Musem juz ok
    Pisz skarbie kolejny rozdzial i zycze ci weny to moze wtedy sie z toba pogodzi :p

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Samej mi się płakać chciało jak opisałaś to czekanie na wyniki operacji!! Na szczęście wszystko dobrze;pp
    Kurczę Nathan jaki słodki!! Najpierw ją przytulił, a później jeszcze torbę ponosił za nią!!♥♥
    Mam nadzieje, że Mus wyzdrowieje!!
    Aaa i Mus miał dziewczyne O_O! Ok zagięło mnie;pp
    Czekam na next;pp
    Życzę dużo weny<3;p

    OdpowiedzUsuń