niedziela, 6 października 2013

Rozdział 15 - Azyl

- Po co ty się z nim spotkałaś to ja nadal nie wiem! - Marg nerwowym krokiem przemierzała pokój tam i z powrotem. - Przecież od razu było wiadomo jak się to skończy, tacy ludzie się nie zmieniają, kotek. - pomachała mi palcem wskazującym przed nosem.

- Oj już daj spokój...
- "Daj spokój"?! To ja się tu zamartwiam i w ogóle a ty ... ohhhh! Ja z tobą kiedyś zwariuję dziewczyno.
Byłam już zmęczona, moja złość co prawda jeszcze nie minęła i w najbliższym czasie się to nie zmieni ale najgorsza fala już przeszła. Teraz już nie miałam siły się złościć. Wypłakałam się już Marg i wszystko jej opowiedziałam i to teraz ona miała napad furii.
- Skarbie - ziewnęłam - połóż się już bo jutro będziesz nie przytomna.
- Doprowadzasz mnie do szału. - pokręciła głową ale widziałam, że gdzieś tam na jej twarzy ukryty jest uśmiech, którego za nic nie chciała mi pokazać.- Mussi się wścieknie jak się o tym wszystkim dowie i tak jest już zły że mu nic nie powiedziałaś.
Nie zwracając już na nią większej uwagi przytuliłam bolącą głowę do poduszki, nakryłam się po uszy kołdrą i zamknęłam spuchnięte powieki. Chwilę później przyjaciółka przestała krążyć po moim pokoju i zgasiła światło, usłyszałam jeszcze tylko jak uderzyła nogą o komodę i cicho zaklęła, doczłapała się do łóżka, wgramoliła od mojej strony przez co musiała się przeze mnie przeczołgać. Kiedy już wreszcie raczyła się ułożyć dała mi buziaka w policzek i wypięła tyłkiem w moją stronę. Cała Marg, przestała się już gniewać ale nie dawała po sobie tego poznać.
- Marg...
- Tak?
- Dziękuję.

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
- Skarbie przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zostawiła w takiej sytuacji.

 Rano obudziłam się z mieszanką dziwnych uczuć, ni to gniew, roztargnienie też nie. Sama nie wiem co mi jest. Marg już krzątała się po pokoju. Wstałam i biorąc ciuchy z szafy a następnie przytulając moją przyjaciółkę poszłam się przygotować do szkoły. Po jakiś piętnastu minutach wróciłam w pełni gotowa do pokoju ubrana w to 



Moje nieokreślone uczucia nadal nie dawały mi spokoju. Wchodząc do pokoju zobaczyłam Margharet ubrana tak 




Dziewczyna kończyła właśnie pakować moja torbę.
- Nie musiałaś...
- ...ale zrobiłam, znając ciebie zapomniałabyś połowy książek. - dokończyła za mnie, uśmiechnęła się i przechodząc obok mnie dała mi stójkę w bok. Jej humor wyraźnie się polepszył.

Poszłyśmy na dół, mama oczywiście wyskoczyła ze śniadaniem. Chciałam się wymigać brakiem czasu ale przyjaciółka popatrzyła na mnie znacząco i pociągnęła w stronę kuchni. No cóż najwyżej nie zjem w szkole.
Przed wyjściem odnalazłam moje wiecznie zagubione buty i poszłyśmy na przystanek.
 W szkole tak jak obiecała o wszystkim powiedziała Musowi. Nie zrobiła tego mi na złość, tylko dlatego iż jako nasz przyjaciel powinien o tym wiedzieć. Dziewczyną nic nie mówiła, ja sama to zrobiłam... Ciężko mi było powtarzać to po raz drugi i cieszyłam się, że to Marg powiedziała Musowi co się wydarzyło i ja już nie musiałam tego robić.
Mój humor od rana bynajmniej się nie poprawił wręcz przeciwnie teraz byłam dodatkowo przygnębiona. Ale jak to u mnie bywa - niespodzianek ciąg dalszy - na chemii mieliśmy robić doświadczenia w grupach i mi przypadłą oczywiście grupa z Luisem i Nathanem! Mus, który również chodzi ze mną na chemię, rzucił mi pełne niepokoju, pytające spojrzenie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się blado ale to czego doszukał się w moich oczach tylko spotęgowało jego obawy i złość. Współpraca w naszej grupie wyglądała tak, że ja konsultowałam się z Luisem, Nath robił to samo a Luis pracował z obojgiem osobno i widać było po nim, że jest zdezorientowany. Z trudem dotrwałam do końca lekcji.
 Na długiej przerwie poszliśmy jak zwykle do stołówki i stojąc w kolejce po swój obiad dostrzegłam iż za mną stoi Nathan. Udawałam, że go nie widzę ale irytacja we mnie już dawno przekroczyła normę. Ale to nie koniec niespodzianek dzisiejszego dnia, na przerwie rozmawiając z Lisą stałyśmy przy oknie a o przeciwległą ścianę korytarza opierał się Nath i przyglądał mi się. Myślałam, że wyjdę z siebie!
 Byłam cholernie szczęśliwa kiedy nie spotkałam go na kolejnych przerwach. Z lekcji w-f wracałam z Musem, mieliśmy teraz kolejne wspólne zajęcia. Chłopak wyraźnie się czymś martwił był strasznie spięty, przez dłuższą chwilę w ogóle nie rozmawialiśmy, nie mogłam wytrzymać tej ciszy.
- Mus co jest ?
- Ee... mi? Nic..
- Muss...
Zatrzymaliśmy się pod klasą w której miała się odbyć kolejna nasza lekcja. Brunet spojrzał na mnie niepewnie. Wypuścił powietrze z płuc.
-Natalia, słuchaj... Marg powiedziałam wszystko o ...
- Wiem. - przerwałam mu, nie chciałam do tego już dzisiaj wracać.
- Martwię się o ciebie, widzę, że cały dzień chodzisz przygnębiona. Nie mogę znieść tego, że tak cierpisz ale jednocześnie nie wiem jak mogę ci pomóc.
- Muss jesteś na prawdę kochany ale nie przyjmuj się mną tak bardzo, ja  muszę jakoś sobie sama dać z tym radę...
- Sama to sobie nie poradzisz... musisz się jakoś od tego wszystkiego oderwać.
Żebym jeszcze wiedziała jak. Skoro spotykam "pana S" na każdym kroku.
Na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech i nutka nadziei rozbłysnęła w jego czarnych oczach.
- Mam pomysł! Spotkajmy się jutro po szkole.
- Okey ale...
- Żadnego ale spodoba ci się. - uśmiechnął się promiennie i pociągnął za nadgarstek do klasy,ponieważ nauczycielka już do niej weszła i tylko my zostaliśmy na korytarzu.
Całą lekcję zastanawiałam się na jaki genialny pomysł wpadł mój przyjaciel. Za to on całą lekcję szczerzył się jak głupi do sera. Nie mogłam mu odmówić z dwóch powodów pierwszy był taki, że faktycznie mogłam się oderwać od tego wszystkiego i zapomnieć chociaż na jedno popołudnie oraz spędzić wreszcie trochę więcej czasu z moim przyjacielem. 

Drugim powodem było to, że Mus za długo się już o mnie zamartwiał, przejął się całą tą sytuacją a ja nie zawsze byłam fair wobec niego,nie mówiłam mu o wszystkim żeby się nie denerwował i chyba to nie był do końca dobry pomysł. Następnego dnia w szkole Mus powiedział mi tylko tyle, że mam przyjechać o17:00 metrem na Backstreet a on już tam na mnie będzie czekał. Nic więcej się od niego nie dowiedziałam a on cały dzień cię cieszył nie wiedzieć z czego.

Po lekcjach wróciłam szybko do domu, wizja spędzenia popołudnia z moim przyjacielem bardzo mi się spodobała i nie myśląc o niczym innym poszłam się przebrać. Stojąc przed otwartą szafą zastanawiałam się co założyć bo tak na prawdę nie wiedząc gdzie się wybieram nie wiedziałam co będzie odpowiednie. Postawiłam na coś uniwersalnego czyli jeansy, i bluza.             

                                                      
Wzięłam  portfel z torby, telefon z biurka i podłączyłam do niego słuchawki. Tym razem nie musiałam szukać butów bo posłusznie stały na swoim miejscu, wciągnęłam je szybko i wybiegłam podekscytowana z domu. Na stacji metra byłam po jakiś 15 minutach i czekając na mój środek transportu słuchałam nowej piosenki. Po chwili z tunelu wyłonił się mój środek lokomocji weszłam do środka i zajęłam miejsce obok jakiejś dziewczyny w dredach i T-shitcie z wielką pacyfą i zielono-żółto-czerwonym napisem PEACE. Nie zwracałyśmy uwagi na swoją obecność. Po 20 min jazdy maszyna zwolniła tępo żeby po chwili zatrzymać się na stacji, drzwi otworzyły się a ja powoli ruszyłam w ich kierunku. Na stacji panował chaos jedni ludzie wychodzili drudzy wchodzili. Ja starałam się przecisnąć między nimi. Kiedy wydostałam się z największego tłumu dostrzegłam stojącego na schodach i opierającego się o ścianę wysokiego chłopaka z burzą loków na głowie. Ruszyłam w jego kierunku. Chłopak uśmiechnął się radośnie i przytulił mnie na powitanie.
- Cieszę się, że przyszłaś.
- Tak mnie zaintrygowałeś swoją tajemniczością, że musiałam sprawdzić co kombinujesz.
Zaśmiał się.
- Chodź.
Złapał mnie za rękę i przeciskaliśmy się przez tłum ludzi schodzących na dół. W końcu udało nam się wyjść na górę i ujrzałam ulicę na której jeszcze nigdy nie byłam. Nawet nie miałam pojęcia, która to część Londynu.
- Chcę ci pokazać pewne ważne dla mnie miejsce taki mój mały Azyl, może nie jest ono jakieś super atrakcyjne ale przychodzę tam zawsze, żeby pomyśleć. - zaczął chłopak.
- Okey. No idziemy. 
Szliśmy wzdłuż nieznanej mi ulicy. Chłopak był bardzo podekscytowany. Po jakimś czasie ukazały nam się wysokie budynki w jednym z nich było coś w rodzaju łuku pod którym przeszliśmy i znaleźliśmy się na czymś co przypominało mi rynek w Krakowie tylko, że był trochę mniejszy ale i tak zadziwiał swoimi rozmiarami, plac na którym było pełno ludzi ale nie mimo ich obecności pozostawało jeszcze wiele wolnej przestrzeni, wokół znajdowały się przeróżne sklepy, kawiarnie i restauracje. Na samym środku mieściła się dużych rozmiarów fontanna. Czułam się trochę jak w miejscu odciętym od świata. Rozglądałam się dookoła rejestrując najdrobniejsze szczegóły, jak na tą porę roku było tam tak kolorowo i... i jakby przytulnie. Kiedy skończyłam rozglądać się po całym placu mój wzrok spoczął na twarzy mojego przyjaciela, uśmiechał się jak zwykle zresztą.
- I jak?
- Tu jest tak... kurcze nie umiem tego opisać, niby zwykłe sklepy i fontanna a jest tu tak jakoś...
- .. magicznie.
- No można by to tak określić.
- Chodź pokażę ci resztę.
Udaliśmy się w kierunku pierwszych sklepów. Szliśmy powoli wokół placu, chłopak zaczął mi opowiadać o tym jak poznał to miejsce. Okazało się, że w jednym z tych sklepów pracowała kiedyś jego mama, a on często odwiedzał ją po szkole. Znał bardzo dobrze wszystkie zakamarki tego miejsca w każdym sklepie znano również jego.
- Jesteś głodna? - zapytał w pewnym momencie.
- Ja nigdy nie jestem głodna.
- O tym właśnie z tobą chce porozmawiać... To może chociaż herbata? - uśmiechnął się.
- Tak.
" O tym właśnie chcę porozmawiać" ? zaniepokoił mnie tymi słowami, przecież tu nie ma o czym gadać. Weszliśmy do niewielkiej kawiarni i usiedliśmy do stolika przy samej ścianie, z którego był dobry widok na wielkie okno wychodzące na plac. Chłopak dalej opowiadał mi różne historie związane z tym miejscem. W pewnej chwili podeszła do nas kelnerka, była może 3 lata starsza od nas i miała śliczne długie czarne włosy i promienny uśmiech.
- Dzień dobry...Cześć Mus! - rozpromieniła się na widok chłopaka.
- Hej Pattie. Miło znów cie widzieć.
Przedstawił nas sobie i jeszcze chwile rozmawiali a no koniec zamówił dla nas herbatę i dziewczyna poszła po zamówienie.
- Mówiłem ci wszyscy się tu znają, zawsze panowała tu taka przemiła atmosfera. Uwielbiam tu przychodzić.
- Tak to bardzo urocze miejsce.
Pattie przyniosła nam napoje.
Rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach. Ludzie za oknem krzątali się po placu a my piliśmy herbatkę w ciepłej kawiarni. Mogłabym tam siedzieć cały dzień.
- Natalia, chciałem z tobą porozmawiać o... martwię się o ciebie i...nie chodzi tu tylko o sytuację z Sykesem.
Zaczyna się.
- Muss naprawdę ci dziękuję za to, że mi pomagasz i mnie wspierasz jesteś cudownym przyjacielem ale nic mi nie jest, naprawdę.
- Nie kręć. Przecież widzę, że nie jesz praktycznie nic. Pamiętasz jak byłem u ciebie i ty wtedy zemdlałaś? - przerwał żeby sprawdzić moją reakcję - Nadal nie daje mi to spokoju. W szkole nie jesz nic i nie myśl, że nie wiem o tym, że dokarmiasz Lusia swoim śniadaniem.
ups! wydało się.
- To nie tak...
- A jak? Chcesz się zagłodzić czy jak? Wytłumacz mi o co chodzi bo nie rozumiem.
- Okey. - skapitulowałam. - Od zawsze byłam... pulchniejsza. Nigdy mi to nie przeszkadzało ale w końcu doszłam do wniosku, że tak nie może być. - dziw
nie się czułam zwierzając mu się z takich prywatnych rzeczy ale nie dawałam sobie już z tym rady - Zanim przyjechałam do Londynu postanowiłam coś ze sobą zrobić. Zaczęło się od tego, że przestałam jeść słodycze, później kolacje a później jadłam już tylko tyle żeby nie być głodna...
- A teraz...
- Teraz wreszcie wyglądam prawie jak człowiek. - powiedziałam triumfalnie.
Naprawdę byłam dumna z tego ile udało mi się schudnąć. Ale jak dla mnie to nadal za mało. Kto by chciał takiego słonia jak ja?
- CO?!  Prawie !? Ty chyba sobie nie zdajesz sprawy co ze sobą robisz.
- Tylko nie strasz mnie anoreksją jak moja mama.
- Ale taka jest prawda. Nie możesz tak robić. Jezu teraz to naprawdę się o ciebie martwię.
- Wyluzuj Mus. Nie mdleję, nie jest mi słabo i nie chodzę głodna. Jeżeli to cię pocieszy to do anoreksji mi jeszcze daleko.
- O nie moja panno od dzisiaj jesteś pod nadzorem Musa! Będę wmuszał w ciebie kalorie ile się da!
Jęknęłam, ale widząc wyraz jego twarzy wiedziałam, że nie mam co się sprzeciwiać i tak dopnie swego. Zachciało mi się zwierzania.
Dokończyliśmy herbatę a Mus dla potwierdzenia swojego planu zamówił jeszcze kremówki. No nie!! Im nie mogłam się oprzeć,  jednak zostało jeszcze we mnie coś z łasucha. Dawno nie jadłam nic słodkiego więc jak nic przez nadmiar cukru dzisiaj mi odbije. Kiedy skończyliśmy przyjaciel oznajmił, że chce mi coś jeszcze pokazać. Wstaliśmy od stolika a ja poczułam się cięższa co było efektem kremówki. No nic, mówi się trudno. Wyszliśmy z kawiarni i przywitał nas chłodny wiatr. Udaliśmy się wgłąb placu w kierunku fontanny. Chłopak usiadł na jej krawędzi i ręką wskazał abym uczyniła to samo. Ponownie przyjrzałam się temu miejscu, z tej perspektywy wyglądało jeszcze bardziej uroczo. Chłopak nic nie mówił, sam podziwiał piękno tego miejsca a gdy skończyłam się rozglądać patrzył na mnie pytająco a za razem jakby przepraszająco.
- O czymś jeszcze chcesz ze mną porozmawiać, tak?
Skinął głową potwierdzając.
-No to śmiało pytaj.
Wiedziałam o czym chce rozmawiać i rozumiałam czemu tak ciężko mu zacząć sama nie byłam pewna czy chcę podejmować ten temat.
- Nie pytam jak się z tym czujesz bo domyślam się, że nie jest to łatwe ale... co chcesz z tym dalej zrobić?
- Hymm.. trudne pytanie. Nie wiem, liczę na to, że z czasem samo się jakoś rozwiąże ale nie wiem czy wytrzymam jego obecność do tego czasu.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. -uśmiechnęłam się do niego. - Tak jak ci mówiłam muszę sama sobie to ułożyć w głowie a ty proszę nie przejmuj się tym bardziej niż trzeba.
- I tak będę się przejmował.
Uśmiechnął się, przysunęłam się bliżej niego, zrobiło mi się już bardzo zimno a ja tradycyjnie nie założyłam rękawiczek. Chłopak objął mnie ramieniem przytulając do siebie a rozmowa zeszła na przyjemniejsze tematy. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy aż w pewnym momencie Muss wskoczył na fontannę i zaczął tańczyć.
- A tak będę tańczył na lekcji. - zaśmiał się i zaczął kręcić tyłkiem i kaleczyć najprostsze kroki.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu w tym chłopaku był tyle pozytywnej energii, która zawsze mi się udzielała. Dawno nie był taki radosny, dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo się zadręczał moimi problemami.
 Chłopak nachylił się, złapał mnie za rękę i wciągnął na górę. Zaczął tańczy a ja pokracznie próbowałam naśladować jego ruchy. O mało nie wpadłam do wody ale on szybko mnie złapał. Tańczyliśmy a ludzie patrzyli na  nas jak na wariatów ale nie przeszkadzało nam to. Nie wiem jak długo nam odbijało ale kiedy skończyliśmy byłam padnięta, chłopak zeskoczył na dół i pomógł mi zejść. Jakaś mała dziewczynka zaczęła bić brawo. Wybuchnęliśmy śmiechem, puściłam do niej perskie oko, ciekawe jak długo nam się przyglądała. Staliśmy jeszcze chwilę przy fontannie aż w pewnym momencie chłopak objął mnie ramionami i mocno przytulił. Brakowało mi tego, dawno tak dobrze się nie bawiliśmy.
 To miejsce było naprawdę magiczne, zapomniałam o wszystkich troskach, wyjaśniłam z Musem dręczące nas tematy, bawiliśmy się jak dzieci  i wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Nie chciałam wracać do domu ale było zbyt zimno. Mus jest cudownym przyjacielem, bardzo się cieszę, że go poznałam. Już wiem czemu nazywał to miejsce Azylem. Mimo tłoku ludzi można przemyśleć wszystkie sprawy i podjąć ważne decyzje, no i oczywiście wrócić do czasów przedszkola.


-------------------------------------------------------------------------------

Ta dam ! 15 rozdział gotowy! ;D
Dziękuję za szczere komentarze ;3 jak zwykle dały mi kopa i chęć do dalszego tworzenia <3
Miałam zamiar dodać jeszcze jeden rozdział w ten weekend ale chyba nie zdążę ;c


Co myślicie na temat związku Nathana i Ariany oraz Maxa i Niny?


 


Osobiście bardzo się cieszę, że chłopcy są szczęśliwi ale co do Ari i Natha mam mieszane uczucia, natomiast jeśli chodzi o Ninę i Maxa wydaje mi się, że to będzie coś wielkiego ; D
Oczywiście będę wspierać obie pary. *.*
Biedny Jay został sam ;c
Tej fryzury nadal mu nie wybaczyłam ;//


Jesteście ciekawi jaką niespodziankę przygotowali dla nas chłopcy na jutro i oczywiście listu koncertów ? ;DD
Do następnego ! : )xx


4 komentarze:

  1. Co do Jay'a... w sumie będzie miał nauczkę na przyszłość, żeby po pijanemu nie być w pobliżu winowajców ^^ A loczki? Odrosną :)
    A teraz pary:
    Nathan i Ariana --> szybko ten związek się rozpadnie. W końcu co jak co ale dwie osoby z tej samej branży to nie jest zbytnio dobre połączenie.
    Max i Nina --> też mi się wydaje, że to coś poważnego i bardzo się z tego powodu cieszę :) (oczywiście ze związku Nathana również, chociaż szkoda mi go będzie, jak się rozejdą :( )
    A co do rozdziału???
    Boski :*
    Fajnie, że dziewczyna ma takich przyjaciół, ale za to nie fajnie jest między Nathanem i Natalią :(
    Mam nadzieję, że szybko zmienisz ich relacje ;)

    Życzę mnóstwa weny :* i czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę odnieść się do poprzedniego komentarza? Mogę :3
    Justin i Serena też byli osobami z tej samej branży i byli ze sobą chyba z trzy lata, nie wiem dokładnie, ale przecież długo. I byliby gdyby nie popisy Biebera -,-
    Co do rozdziału to słodko. Bardzo podoba mi się to jak Mus zachowuje się w stosunku do Natalie. Heh, domyślałam się, se to na Łosiu ze Step upu się wzorujesz, ha mądra ja :D
    Nathan to niedorajda ;/
    Weny i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Jaya to spoko;p Na początku byłam załamana;p Ale teraz dalej chcę się do niego przytulić;p
    Nina i Max są tacy słodziaszni i życzę im jak najlepiej;p Zasłużyli na to;pp
    Co do Nathana i Ariany to nie wiem sama ale nich sobie żyją razem jeśli chcą!


    Aaaa teraz rozdział;p No więc;
    Nathan i Natalie;// Wyczuwam wrogość ale to może i dobrze, bo nie może być cały czas słodziasznie;p
    Nie wiem czemu ale od początku jestem fanką Musa;p
    No nie wiem;p Chciałabym takiego kumpla;pp
    Czekam na next;p
    Weny;pp

    PS Dzięki za umilenie wieczorku;**

    OdpowiedzUsuń